Tytuł: Ocalony (Lone Survivor)
Gatunek: Dramat/WojennyReżyseria: Peter Berg
Premiera: 14 marca 2014 (Polska), 12 listopada 2013 (świat)
Ocena: 2+/6
Wyczerpani tematyką II Wojny Światowej i walk w Wietnamie, amerykańscy twórcy zwrócili uwagę na współczesne konflikty zbrojne i polityczne. Po nieudanej próbie zagrzania miejsca w gatunku sci-fi filmem "Battleship: Bitwa o ziemię", Peter Berg postanowił spróbować swych sił w nowym trendzie. Łapiąc się historii opartej na faktach, wysyła swoich bohaterów - wraz z widzami - do Afganistanu. Czy dramat wojenny to gatunek, w którym Berg w końcu się odnalazł?
Czwórka komandosów z Navy SEALs ma za zadanie zlokalizować jednego z najgroźniejszych przywódców talibów. Sprawa komplikuje się, gdy zostają odkryci przez nieprzyjaciół. Zdani wyłącznie na siebie, żołnierze stają do nierównej walki z licznymi siłami wroga.
Abstrahując od wszelkich dyskusji o motywach i sensowności amerykańskich akcji w Afganistanie, nie można nie odnieść wrażenia, że Peter Berg usilnie starał się stworzyć obraz wyjątkowo pro polityczny. Prezentowani przez niego bohaterowie nakreśleni są grubą kreską - są albo krystalicznie biali, albo czarni, nic pomiędzy. Odważny, oddany sprawie, skory do poświęceń i walczący do utraty tchu - taki przekaz płynie z "Ocalonego" odnośnie amerykańskich żołnierzy, który wydawać się może trochę pretensjonalny. Do tego, im dalej reżyser brnie w opowiadaną fabułę, tym bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Jego bohaterowie nie są niezniszczalni i nie omijają wszystkich kul - wręcz przeciwnie, przyjmują wszystkie kule na przysłowiową "klatę", a po ostrzale wstają i biegną dalej. Przeżywają skoki ze sporych wysokości i toczą się po ostrych skałach, a ich (już i tak podziurawione przez kule) ciała są rozszarpywane przez wystające przeszkody. Na końcu lądują na drzewach lub głową zatrzymują się na głazach. Jeden z nich obrywa pociskiem w tył czaszki, drugiemu odstrzelone zostają palce, trzeciego trafiają w stopę, zaś czwarty ma otwarte złamanie. Nic to dla nich! Po wszystkim wstają i walczą dalej. Gdy niekończąca się walka i nieśmiertelność żołnierzy zaczynają powoli męczyć, reżyser daje widzowi chwilę wytchnienia przed zakończeniem, w którym wspina się na wyżyny absurdu. W dodatku Berg nie ma zamiaru cenzurować masakrycznych scen. Wręcz przeciwnie, każdy pocisk przy fontannie krwi wyrywa z sobą kawałki ciała, zaś nastawianie kości przy otwartym złamaniu i wyciąganie ostrych odłamków z nogi możemy oglądać przy naprawdę dużym zbliżeniu (realizmu tych scen pozazdrościć mogą nawet twórcy kina gore). Widzowie o słabszych nerwach mogą mieć problem z przetrwaniem całego filmu. Po seansie czeka nas seria zdjęć żołnierzy, którzy rzeczywiście brali udział w przedstawionych wydarzeniach, czym reżyser chciał chyba przypomnieć, że ta nieprawdopodobna fabuła (która w pewnym momencie wymknęła się mu spod kontroli) była oparta na faktach.
Wśród serii wystrzałów, wybuchów i rosnącej skali absurdu próbowali odnaleźć swoje miejsce aktorzy. Jedynym, któremu w miarę się to udało, jest Mark Wahlberg. Pomimo nieludzkiej wytrzymałości, starał się skupić na prawidłowej grze i emocjach, towarzyszących swojemu bohaterowi. Reszta kompanów wypada przy nim blado (największy zawód czyni doświadczony Ben Foster, który jako Alex miał stworzyć coś w rodzaju żołnierskich więzi braterskich z Marcusem, ale chyba całkiem o tym zapomniał i po prostu trwał do końca swych kwestii w scenariuszu). W roli dowódcy kompletnie nie mógł odnaleźć się Eric Bana. Brak pomysłów spowodował, że jego gra ogranicza się do stania, siedzenia lub picia kawy.
Podsumowując, poza (nominowanymi do tegorocznych Oscarów) dźwiękiem i jego montażem, "Ocalony" wcześniej czy później traci na każdej innej płaszczyźnie filmowej. Pomimo nakładów, pracy, dobrych chęci i zaplecza aktorskiego warsztatu, dramat wojenny okazał się być ponad siły Berga. Tam, gdzie reżyser chciał się odkuć i stanąć na nogi, udowodnił tylko, że jeszcze bardziej kuleje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz