niedziela, 21 października 2018

Pierwszy człowiek (2018)


Tytuł: Pierwszy człowiek (First Man)

Gatunek: Biograficzny/Dramat
Reżyseria: Damien Chazelle
Premiera: 19 października 2018 (Polska), 29 sierpnia 2018 (świat)
Ocena: 4/6

"That's one small step for a man,
one giant leap for mankind"

- Neil Armstrong


Dzień 21 lipca 1969 roku na zawsze zapisał się w historii ludzkości. To właśnie wtedy amerykański astronauta Neil Armstrong jako pierwszy człowiek stanął na powierzchni Księżyca. Wynik misji Apollo 11 znają wszyscy. Jednakże - jak to zwykle bywa - sukces ma wielu ojców. I taką właśnie historię postanowili zaprezentować reżyser Damien Chazelle ("La la land", "Whiplash") i scenarzysta Josh Singer ("Spotlight", "Czwarta władza"). Czy siedmioletnie przygotowania do lotu na Księżyc udało się z sukcesem przenieść na duży ekran?


Neil Armstrong to doświadczony inżynier i pilot, który przeprowadzał próby doświadczalne z nowymi samolotami. Po śmierci swojej córki postanowił wziąć udział w programie lotów kosmicznych NASA. Dzięki opanowaniu i doświadczeniu udało mu się - po raz pierwszy w historii - połączyć na orbicie dwa pojazdy kosmiczne oraz - mimo awarii - sprowadzić swój statek z powrotem. Intensywny program lotów i testów oraz nieustanny amerykańsko-radziecki wyścig z czasem doprowadziły do realizacji programu Apollo, którego celem miało być lądowanie człowieka na Księżycu. Kolejne próby i loty kończyły się jednak niepowodzeniem. W 1969 roku swoją szansę otrzymał Neil - miał poprowadzić misję Apollo 11.


Chazelle i Singer nie mieli przed sobą łatwego zadania. Nie dość, że chcieli przedstawić fragmenty z życia jednej z największych amerykańskich legend XX wieku, to dodatkowo planowali pokazać dobrą i złą stronę technologicznej gonitwy o podbój Księżyca. Materiału aż nadto, jak na jeden, dwugodzinny film. No i ten ogrom trochę twórców przytłoczył. Przedstawiona historia to zlepek pojedynczych sekwencji, scen z życia głównego bohatera, które miały miejsce w latach 1961-1969. Od śmierci córki, poprzez przeprowadzkę, pierwsze testy i loty, po zakończone sukcesem lądowanie na Księżycu. Przez te czasowe skoki wielu widzów może czuć się zdezorientowanych, że pewne wątki, które aż proszą się o jakieś rozszerzenie lub emocjonalną głębię, urywają się, a w ich miejsce pojawiają się wydarzenie odległe o kilka miesięcy lub lat. Przez taką sprinterską narrację ciężko przywiązać się do jakichkolwiek bohaterów, nieważne czy drugoplanowanych, czy nawet tych, grających pierwsze skrzypce. W pewnym momencie widz staje się obojętny na przedstawianą historię, traktując ją jak zwykły, beznamiętny dokument. Śmierć kolejnych osób, które poświęciły życie w imię technologicznego wyścigu, przestaje robić jakiekolwiek wrażenie i wywoływać jakiekolwiek emocje, a nie o to twórcom raczej chodziło.


Choć fabularnie i pod względem zarysu postaci "Pierwszy człowiek" wypada mocno przeciętnie, to od strony realizacji zadbano nawet o najdrobniejsze detale. To film, który śmiało będzie mógł powalczyć o złote statuetki Akademii w takich kategoriach, jak dźwięk, montaż, czy montaż dzwięku. W momencie, gdy astronauci wchodzą do kabin, wszystko skrzypi i trzeszczy, uwypuklając, jak niestabilne i budowane "na prędce" były to konstrukty. Twórcom udało się odtworzyć zarówno klimat tamtych czasów, jak i technologiczny pęd. Świetnie z obrazem przedstawionym (lekko "piaszczystym", przez co wygląda jak dokument sprzed pół wieku) komponują się fragmenty rzeczywistych wywiadów i wypowiedzi (jak np. relacja słynnej wypowiedzi Kennedy'ego z 1961, że przed upływem dekady Amerykanie wylądują na Księżycu). Rzuty z kamer, umieszczonych na statkach, nadają całokształtowi realizmu. Jakby twórcy chcieli nam przedstawić nowy rodzaj dokumentu fabularyzowanego, z pierwszoligowymi aktorami, efektami i niemałym budżetem.


Przechodząc do obsady, to przez konstrukcję przedstawionej historii można powiedzieć, że "Pierwszy człowiek" to film wyłącznie dwójki aktorów. Pierwszym z nich to oczywiście Ryan Gosling, mający ciężki orzech do zgryzienia, by odzwierciedlić postać skrytego w sobie Neila Armstronga, który mimo przeżywania dużych dramatów lub wielkich radości był mocno powściągliwy w swoich emocjach. I, jak można się było spodziewać, Gosling sprostał zadaniu na medal. Udało mu się stworzyć postać, która mimo licznych skoków w czasie nie była widzom obojętna, a wręcz wywoływała skrajne emocje (od współczucia i wsparcia, po niechęć i antypatię). Drugą jest Claire Foy, która rewelacyjnie oddała postać Janet Armstrong, z jednej strony dźwigając ciężar domu i rodziny, z drugiej - niezłomnej kobiety, potrafiącej przeciwstawić się nawet najwyższym dowódcom NASA. Niestety, na tym kończy się lista aktorów, których pamięta się po seansie bardziej, aniżeli to, że "gdzieś tam byli".


Podsumowując, pod względem technicznymi, montażowym i dźwiękowym, "Pierwszy człowiek" to prawdziwy majstersztyk. Fabularnie, jeśli ktoś nie jest pasjonatem historii lotów kosmicznych, film Chazelle'a może się wydać co najwyżej przeciętny. Śmiało mogę powiedzieć, że jeśli ktoś z seansem chce poczekać, aż film będzie dostępny na małym ekranie, to nie straci wiele.