poniedziałek, 6 lipca 2015

Bravetown (2015)


Tytuł: Bravetown (Strings)

Gatunek: Dramat/Muzyczny
Reżyseria: Daniel Duran
Premiera: 8 maja 2015 (świat)
Ocena: 5/6

Sukces "Step Upu" przyczynił się do powstania ogromnej fali filmów, gdzie taniec grał pierwsze skrzypce. Debiutujący za kamerą Daniel Duran postanowił pójść w kierunku samej muzyki. Na pierwszy rzut oka jego "Bravetown" (lub "Strings") wydaje się być schematyczną historią, gdzie jedyną nowością jest to, że zamiast widowiskowych układów tanecznych wrażenie ma wywołać soundtrack. Czy tak jest w rzeczywistości?


Josh Harvest to 17-letni chłopak, którego ojciec zostawił tuż po narodzinach, a przepracowana i uzależniona od alkoholu matka nie poświęca mu wystarczającej uwagi. Dla Josha najważniejsza jest muzyka, którą kocha słuchać i tworzyć. Wykorzystując swój talent do miksowania, dorabia w jednym z klubów jako DJ. Podczas jednej z imprez przedawkowuje narkotyki i trafia do szpitala. Sąd skazuje go na przymusowe leczenie i wysyła go pod opiekę ojca. Na miejscu poznaje dość ekscentrycznego psychologa, który ma go wyprowadzić na prostą, a także zaprzyjaźnia się z Tonym, młodszym kolegą ze szkoły. Siostra Tony'ego jest członkinią grupy tanecznej, będącej miejscowym pośmiewiskiem. Po namowach Josh zgadza się pomóc drużynie skomponować muzykę, mającą pomóc im wygrać międzyszkolny turniej tańca.


Schemat historii u Durana wydaje się być kopią poprzedników. On - mający nieciekawą przeszłość i problemy z prawem, ona - ambitna, pewna siebie, ułożona. Starcie tych dwóch światów grozi globalną katastrofą, ale oczywiście pomiędzy nimi zaczyna rodzić się uczucie. Musi oczywiście w całej historii być jakieś drugie dno, a nad wszystkim czuwa mentor, znajdujący mądre sekwencje na każde okazje. Okazuje się jednak, że odpowiedzialny za scenariusz Oscar Orlando Torres nie ograniczył się wyłącznie do kopiowania. Wraz z Duranem pragną przekazać pewną ważną lekcję, jakże odmienną od młodzieżowych filmów tanecznych pokroju "Step Up". I wykorzystują ku temu zarówno dramatyzm poszczególnych bohaterów, jak i muzykę elektroniczną w całkiem nowym wydaniu. Okazuje się, że za pomocą bitów, basów, scratchów i miksów można przekazać wartościową historię.


U Durana i Torresa nie ma postaci prostych, jednowymiarowych. Każda z nich ma wiele twarzy, które niekoniecznie chce wszystkim ujawniać, i bagaż doświadczeń, determinujący ich postępowania. "Bravetown" ("Strings") to nie tylko opowieść o nastoletniej miłości, gdzie po jednej stronie mamy opuszczonego przez rodziców nastolatka, broniącego się przed miłością, a po drugiej rozgoryczoną dziewczynę, narzekającą na pusty - w jej mniemaniu - system. To przede wszystkim manifest antywojenny, piętnujący bezsensowność konfliktów zbrojnych i ukazujący nagradzane (bezwartościowymi) pośmiertnymi medalami bohaterstwo od strony tragedii rodziny zabitych żołnierzy. Duran i Torres przedstawiają pogoń za walką pod szyldem patriotyzmu jako egoistyczną zachciankę, raniącą wyłącznie najbliższe osoby. To właśnie w takie miasteczko rodzin martwych bohaterów wkracza Josh ze swoją muzyką i za jej pomocą stara się nie tylko ukazać różnorodność, ale zbudzić mieszkańców ze snu przeszłości. By żyli dla żywych, a nie umarłych. Emocjonalna gra, jaką prowadzą Duran i Torres za sprawą swoich bohaterów, ma swoje apogeum w tanecznym finale, gdzie to właśnie nie taniec, a muzyka ma wyzwolić mieszkańców i pozwolić, by przejrzeli w końcu na oczy. Muzyka świetnie zresztą wkomponowana, patrząc na całokształt - słynne "Adagio For Strings" Samuela Barbera, wykorzystane w końcu w jednym z najbardziej ulubionych filmów wojennych Josha, "Plutonie" Olivera Stone'a. Tu, uwspółcześnione za pomocą elektroniki i połączone z choreografią szkolnej grupy tanecznej "The Patriots", stanowi prawdziwą terapię szokową i emocjonalną eksplozję. Dla takich finałów warto zabierać się za filmy muzyczne!


Wśród obsady na szczególne uznanie zasługuje przede wszystkim Lucas Till. Aktor, którego dotychczas mogliśmy kojarzyć głównie z roli Havoka w serii "X-Men", w "Bravetown" daje prawdziwy popis swoich niemałych umiejętności. Na jego barkach spoczął prawie cały ciężar filmu, a Till poradził sobie z nim koncertowo. Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem jest Josh Duhamel, znany z serii "Transformers". Jako psycholog Josha i typowy filmowy mentor nie daje się zamknąć w sztywnych ramach wszystkowiedzącego guru, łamiąc wszelkie dotychczas spotykane standardy. Piętą achillesową całej produkcji jest Kherington Payne, której gra aktorska mogłaby konkurować z mistrzynią jednej miny, Kristen Stewart (nawet znikoma mimika obu pań, w tym wiecznie otwarte usta, jest bliźniaczo podobna).


Podsumowując, choć do tej pory nie wiem, skąd niewielka grupa szkolna zdobyła środki do zrobienia takiego show, to wypada ona o niebo realniej od niejednej stepup'owej grupy profesjonalistów. "Bravetown" nie karmi widza banałami, lecz przekazuje ważną i ciężką lekcję w przystępny i prosty sposób. Niebanalna historia opowiedziana przy pomocy dobrej muzyki. Gorąco polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz