wtorek, 11 października 2016

Dziewczyna z pociągu (2016)


Tytuł: Dziewczyna z pociągu (The Girl on the Train)

Gatunek: Thriller
Reżyseria: Tate Taylor
Premiera: 7 października 2016 (Polska), 5 października 2016 (świat)
Ocena: 2+/6

Sukces debiutanckiej książki Pauli Hawkins zapewniła nie tyle wyjątkowa i wciągająca historia, co ogromna promocja, w której udział wzięło wiele znanych nazwisk (w tym sam Stephen King). Taka pozycja skazana była na listę bestsellerów. Gdy "Dziewczyna z pociągu" zyskała popularność na całym świecie, ekranizacja była wyłącznie kwestią czasu. I tak oto Tate Taylor ("Służące") przeniósł na duży ekran prozę Pauli Hawkins. Czy historię Rachel, Megan i Anny warto zobaczyć w kinie?


Rachel jest alkoholiczką. Po rozpadzie swojego małżeństwa poddała się nałogowi, co sukcesywnie prowadzi ją do przepaści. Dzień w dzień jeździ pociągiem do i z pracy, obserwuje zza okien wagonu swój dawny dom, a także jego okolicę. Mieszkańcy jednej z posesji przykuwają jej szczególną uwagę, tworząc - w jej oczach - idealną parę. Wszystko się zmienia, gdy Rachel zauważa obserwowaną dziewczynę całującą się z innym mężczyzną. Idealny świat, który wykreowała w swojej głowie, roztrzaskuje się na kawałki. Parę dni później owa kobieta znika. Rachel postanawia pomóc policji w poszukiwaniach. Podejrzewa, że za wszystkim stoi mężczyzna, z którym zaginiona miała romans.


Terry Hayes określiła Paulę Hawkins mianem "Alfreda Hitchcocka nowego pokolenia". Po takim porównaniu sam zainteresowany pewnie się w grobie przewraca. Choć proza Pauli Hawkins nie jest najgorsza, to daleko jej do znakomitości. I dokładnie takim samym mianem można określić jej ekranizację, przy czym - jak to zwykle bywa - powieść na dużym ekranie wypada gorzej, niż na papierze. Mimo umiejętności, jakimi Taylor dysponuje, nie udało się za wiele "Dziewczynie z pociągu" pomóc. Ograniczenia filmowe nie pozwoliły zapoznać się z bohaterkami historii aż tak dobrze, jak w książce. Bez tego fabuła nie potrafiła się obronić sama. Zaburzona chronologia, dobrze sprawdzająca się w książce, na ekranie ledwo kuleje. Zmiany w jednych wątkach, ucięcie innych i dodanie niepotrzebnych bardziej szkodzą, aniżeli poprawiają odbiór całokształtu.


Tylor starał się skupić uwagę widza na swoich bohaterkach. Operując odpowiednio kamerą, udaje mu się uchwycić Rachel, Annę i Megan w świetnych momentach. Jednakże, nawet najlepsze ujęcie nie jest w stanie przykryć mizerności fabularnej. A ta aż bije po oczach. Brak konsekwencji w scenariuszu powoduje, że "Dziewczyna z pociągu" to istny koktajl Mołotowa - połączenie ciężkiego dramatu o relacjach matka-dziecko z alkoholizmem w tle z historyjką tak płytką i z czasem przewidywalną, że więcej ciekawszych zwrotów akcji zawarto w stu stronicowych tomach sagi "Nierządnicy" Iny Lorentz. Niestety, przeniesienie na duży ekran powieści Hawkins nie było dobrym pomysłem i nawet Taylor z całym swoim warsztatem niewiele mógł zdziałać.


Choć przeniesienie brytyjskiej historii do amerykańskich realiów (i nastąpienie Londynu Nowym Jorkiem) niezbyt wyszło, to jednym z tych fragmentów, które uratowały obraz przed totalną katastrofą, była świetna obsada. Pierwsze skrzypce niezaprzeczalnie gra tutaj Emily Blunt, która w obiektywie Taylora swoją mimiką potrafi zdziałać cuda. Daje tutaj taki pokaz swoich aktorskich umiejętności, że reszta obsady pozostaje daleko w tyle. Ciekawie prezentuje się Haley Bennett, choć do pazura i drapieżności książkowej Megan trochę jej brakuje. Dobrze w roli odnajduje się Luke Evans, mimo że filmowy Scott został mocno okrojony w porównaniu z pierwowzorem.


Podsumowując, "Dziewczyna z pociągu" nie jest nawet w połowie tak dobra, jak powieść Pauli Hawkins, a powieść Pauli Hawkins nie jest nawet w połowie tak dobra, jak ją wychwalają. W efekcie dostaliśmy miałki film z dobrą obsadą i świetnym reżyserem, którzy marnują swój talent w tej produkcji. Patrząc na to, że teraz wchodzi kilka ciekawych propozycji na duży ekran, "Dziewczynę z pociągu" można sobie z czystym sumieniem odpuścić.

poniedziałek, 10 października 2016

Bridget Jones 3 (2016)


Tytuł: Bridget Jones 3 (Bridget Jones's Baby)

Gatunek: Komedia romantyczna
Reżyseria: Sharon Maguire
Premiera: 16 września 2016 (Polska), 14 września 2016 (świat)
Ocena: 5+/6

W 2001 roku debiutująca za kamerą Sharon Maguire bezbłędnie przeniosła na duży ekran bestseller pióra Helen Fielding. Bridget Jones urzekła widzów na całym świecie, przekonując do komedii romantycznych nawet największych przeciwników gatunku. Trzy lata później wyszła kontynuacja, która utrzymała wysoki, ociekający humorem poziom (co, jak wiadomo, rzadko kiedy się udaje). Na trzecią odsłonę losów Bridget Jones przyszło widzom czekać 12 lat. "Trójka" potrafi rzeczywiście rozbawić do łez, czy wyłącznie żeruje na znanym tytule?


Po wielu perypetiach, Bridget Jones ponownie jest samotna. Za namową koleżanki z pracy postanawia się trochę "rozerwać". Razem wyruszają na festiwal muzyczny, gdzie Jones poznaje przystojnego Jacka Qwanta, z którym wdaje się w romans. Niedługo później spotyka Marka Darcy'ego, na widok którego odzywają się dawne uczucia. Pewnego dnia Jones odkrywa, że jest w ciąży. Niestety, nie jest pewna, kto jest ojcem.


Nie będzie przesadą, jak napiszę, że Bridget Jones powróciła w wielkim stylu. Choć tradycyjny pamiętnik zastąpiła współczesna technika, sama bohaterka - poza zmianami czysto fizycznymi - pozostała taka sama. Niezwykle trafione żarty, genialne uwagi, doprecyzowane dialogi i sytuacyjne żarty - to i wiele, wiele więcej gwarantuje doskonałą rozrywkę przez blisko dwie godziny. Z Maguire za sterami i Helen Fielding, trzymającą pieczę nad scenariuszem, trzecia odsłona przygód Bridget Jones potrafi szczerze rozbawić do łez.


W filmie nie ma tematów tabu, których twórcy nie ośmieliliby się wyśmiać. Na równi obrywa się członkiniom kółek kościelnych, walczącym o prawa kobiet feministkom, gejom, mężatkom, singielkom, przesadnie ambitnym szefom, a także - i przed wszystkim - stereotypowej męskiej dumie. Nie jest to jednak humor, o który można by się obrazić - wszystko w granicach rozsądku, inteligentnych spostrzeżeń i dobrego smaku. Trzecia odsłona "Bridget Jones" nie tylko zmiotła komediową konkurencję, ale i utrzymała poziom poprzednich części (choć zaryzykowałbym stwierdzenie, że nawet go przebiła).


Pod względem obsady filmowi nie można niczego zarzucić. Renée Zellweger, choć naciągnięta operacjami plastycznymi do granic możliwości, w roli Bridget czuje się jak ryba w wodzie. Colin Firth to jeden z najbardziej plastycznych i utalentowanych aktorów współczesnego kina, więc powrót do Marka Darcy'ego nie sprawił mu żadnych problemów. Patrick Dempsey godnie zastępuje Hugh Granta - jego Jack Qwant stanowi perfekcyjną przeciwwagę dla Firtha. Na uznanie zasługuje również Emma Thompson, która w roli dr Rawlings jest iście bezbłędna!


Podsumowując, obowiązkowa pozycja dla wszystkich miłośników dobrych komedii i doskonałe zwieńczenie przygód znanej i lubianej Bridget Jones. Jest to jeden z tych nielicznych filmów, do których warto będzie wracać, by naładować się pozytywną energią i optymizmem oraz poprawić sobie humor. Gorąco polecam!