wtorek, 28 lutego 2017

Nerve (2016)


Tytuł: Nerve

Gatunek: Thriller
Reżyseria: Henry Joost, Ariel Schulman
Premiera: 2 września 2016 (Polska), 12 lipca 2016 (świat)
Ocena: 3/6

Kojarzycie "Grę", genialny film Davida Finchera ze świetnymi kreacjami Michaela Douglasa i Seana Penna? Blisko 20 lat temu Fincher zaprezentował jeden z największych klasyków gatunku, gdzie główny bohater zostaje wciągnięty w grę, podczas której będzie zmuszony przesunąć swoje własne granice. Duet Joost i Schulman (tak, to ten sam duet odpowiedzialny za trzecią i czwartą odsłonę "Paranormal Activity") sięgnął po ten temat ponownie, tym razem w wydaniu mocno młodzieżowym. Czy "Nerve" sprostał zadaniu?


Vee to nieśmiała uczennica, wiecznie żyjąca w cieniu swojej łaknącej sławy koleżanki Sydney. Chcąc coś w końcu zmienić, daje się namówić na udział w grze internetowej. Zabawa polega na przyjmowaniu od Widzów kolejnych zadań do wypełnienia w prawdziwym życiu, uwiecznieniu ich wykonania swoim telefonem i osiągnięciu największej liczby osób, które śledzą poczynania Gracza. Podczas jednego z zadań poznaje Iana, który również okazuje się Graczem. Ich relacja trafia do Widzów, którzy coraz częściej chcą ich widzieć w duecie. Vee, zaaferowana wyjściem z cienia i przygodą życia, przyjmuje kolejne, coraz trudniejsze zadania. Gdy poprzeczka zostaje postawiona zbyt wysoko, Vee chce się wycofać. Okazuje się, że nie można "ot tak" odejść z gry. Dziewczynie zaczyna grozić niebezpieczeństwo.


"Nerve" porusza tematykę cieszących się ogromną popularnością portali i gier społecznościowych oraz związanymi z nimi zagrożeniami. W pogoni za lajkami, followersami i kilkoma minutami popularności ludzie są gotowi przesunąć własne granice. Joost i Schulman mówią o bardzo dużym niebezpieczeństwie współczesności, kiedy świat cyfrowy zaczyna ingerować w prawdziwe życie. Wszystko to opakowane niczym nowoczesna aplikacja na telefon - pełno wodotrysków, neonu świateł i wpadającego w ucho soundtracku. Chwila sławy może kosztować niewyobrażalną cenę, a cyberoprawcy, przez pozorną anonimowość, czują się bezkarni i zatracają resztki człowieczeństwa. "Nerve" jest lekcją o ociekającej lukrem degrengoladzie, sukcesywnie postępującej z cichym przyzwoleniem społeczeństwa. Obraz miał potencjał, by trafić do widza, niczym "Pokój na czacie" Hideo Nakaty. Niestety, reżyserski duet Joost-Schulman nie udźwignął ciężaru tematu.


Choć "Nerve" na swój sposób wciąga, nie jest to film, który będzie się wspominało po latach. Bliżej mu do cukierkowych teledysków Miley Cyrus, aniżeli zapadających w pamięci tyrad pokroju Nakaty. Przemianie głównej bohaterki z cichej myszki w królową Youtube'a brakuje głębi i wyrazu, rozwiązania w filmie przychodzą zbyt łatwo, a sam finał konkurować mógłby o tytuł niskobudżetowej wersji "Igrzysk śmierci". Każdy moment, który mógłby się głęboko wryć w pamięć widza i stanowić swoistą przestrogę, jest łagodzony przez twórców i szybko zmieniany na płytszą wersję z happy endem. Wygląda to tak, jakby Joost i Schulman chcieli z jednej strony zadziałać na emocjach widzów, z drugiej - bali się, że za bardzo zadziałają im na emocjach. W efekcie, "Nerve" ogląda się z obojętną ciekawością, jako film jeden z wielu, który już przy napisach końcowych zaczyna ginąć w morzu obrazów przeciętnych. Szkoda, bo potencjał był, tylko reżyserskiej konsekwencji zabrakło.


Obsadowo, całość niezaprzeczalnie trzyma Emma Roberts. Choć jej postać nie jest niezwykle skomplikowana i trudna do zagrania, Emmie udaje się dowieźć całość do końca na jako-takim poziomie. Dave Franco nadal nie może wyjść z cienia słynniejszego i zdolniejszego brata, przez co nie udaje mu się uzyskać ról, które wymagałyby od niego jakiegoś większego wysiłku. Tak jest i tym razem. Praktycznie, jeśli popatrzymy na niego w "Iluzji", "Sąsiadach", "21 Jump Street" i "Nerve", to wszędzie zobaczymy ten sam szkielet postaci, w które się wciela. Reszta obsady to tak naprawdę tło fabularne, które niespecjalnie zapada w pamięci.


Podsumowując, nigdy nie liczyłem, że "Nerve" choćby trochę zbliży się do poziomu "Gry" - to w końcu nie ten kaliber. Mimo tego miałem nadzieję, że nie skończy jako kolejny młodzieżowy obraz. Jak się okazało, skończył. Ot, ładnie opakowany film z przesłaniem, które znika pod warstwą przeciętności.