poniedziałek, 20 lipca 2015
Zbuntowana (2015)
Tytuł: Zbuntowana (Insurgent)
Gatunek: Akcja/Romans/Sci-Fi
Reżyseria: Robert Schwentke
Premiera: 20 marca 2015 (Polska), 11 marca 2015 (świat)
Ocena: 2/6
Przełom trzeciego i czwartego kwartału 2015 roku to walka między dwiema ekranizacjami literatury młodzieżowej - kontynuacji "Więźnia labiryntu" i drugiej części trzeciej części (sic!) "Kosogłosa". Nim jednak to nastąpi, twórcy postanowili uraczyć widzów drugą odsłoną przygód Tris Prior. Czy "Zbuntowana" wypada lepiej od "Niezgodnej"?
Jeanine nie ma zamiaru łatwo się poddać. Po tym, jak jej plan zniszczenia Altruistów został powstrzymany przez Tris Prior, przywódczyni Erudycji wchodzi w posiadanie tajemniczej skrzyni. Jest to wiadomość, jaką Założyciele zostawili ponad 200 lat temu, a sama Jeanine podejrzewa, że stanowi ona broń do walki z Niezgodnymi. Niestety, skrzynię otworzyć może tylko Niezgodny. Tymczasem Tris udaje ukryć się w osadzie Serdecznych. Wraz z Cztery planują powrót do miasta, by obalić Jeanine.
Tę historię można było zakończyć na pierwszej części i nikt by się nie obraził. Czerpiąca inspiracje z ogromnej ilości źródeł (od anime po filmy i powieści) fabuła po raz kolejny niczym nie zaskakuje. A nawet jest gorzej niż ostatnio. Pierwsze, co rzuca się w oczy (a wręcz w nie razi), jest brak jakichkolwiek bliższych relacji między bohaterami. Tris i Cztery brakuje jakiejkolwiek iskierki (w końcu mają grać zakochanych i prowadzić główny wątek miłosny!), więź między główną bohaterką i jej bratem jest sztuczna i bez jakiejkolwiek głębi, a wszelkie próby przemycenia do obrazu przyjaźni wyglądają dobrze wyłącznie na papierze. Z żadną z postaci nie udaje się zbudować jakiejkolwiek bliższej relacji, przez co losy poszczególnych osób kompletnie widza nie przejmują. W tym pokazie drewnianych twarzy ciężko komukolwiek kibicować i trzymać za kogoś kciuki.
Zachowania bohaterów (z Tris Prior na czele) są tak irracjonalne, że konia z rzędem temu, kto znajdzie w nich choćby krztynę sensu i logiki. Weźmy takiego Cztery, który - mając do dyspozycji niemałą armię Bezfrakcyjnych i Nieustraszonych - wyrusza na ratunek Tris samotnie (!), a tymczasem Tris, chcąc wymusić na Jeanine zmianę stanowiska, grozi, że zabije Petera (jakby kiedykolwiek przywódczyni Erudycji przejmowała się jego losem). Zwrotów akcji jest tu tyle, co kot napłakał, a każdy bardziej przewidywalny od poprzedniego. Dodajmy do tego ciągłe symulacje i oniryczne fantazje głównej bohaterki, które miały chyba zamieszać widzom w głowach, a tak naprawdę są ostatnią deską ratunku reżysera. To właśnie tu Robert Schwentke wydał chyba cały budżet na efekty specjalne. Szkoda tylko, ze zamiast cieszyć oko, utrzymują one co najwyżej średnią przeciętną, w ostatecznym rozrachunku przypominając starania tonącego, który chwyta się brzytwy. Niestety, ten statek był już na dnie, zanim pojawiła się na ekranie po raz pierwszy twarz Shailene Woodley.
Skoro już jesteśmy przy obsadzie, to chciałoby się zakrzyknąć: "Boże, widzisz i nie grzmisz?". Bo niemałe grzmoty w tym przypadku by się przydały. Począwszy od wspomnianej Woodley i jej filmowego partnera Jamesa, aktorzy chyba się uwzięli i postanowili utrzymać wyjątkowo niski poziom warsztatowy "Niezgodnej" (w myśl zasady "tragicznie, ale stabilnie"?). Pojawia się kilka nowych twarzy, w tym Naomi Watts wypiera Kate Winslet (choć do tej pory nie wiem, co jedna i druga robi w tym filmie), ale nie ratuje to obrazu w żadnym stopniu. Ostatecznie, niższy poziom można znaleźć wyłącznie w "Akademii wampirów".
Podsumowując, najgorsze w tym wszystkim jest to, że - idąc za modą po "Harrym Potterze" - ostatnia część "Niezgodnej" też została rozbita na dwa odrębne filmy. Już "Kosogłos" pokazał, że taki zabieg przypomina coraz bardziej przeciąganie struny i chęć zapełnienia kieszeni producentów. Finał tej tandetnej historii chętnie zobaczę, bo chcę się przekonać na własnej skórze, czy można ją jeszcze bardziej popsuć (nie, na ratunek całokształtu w tej sytuacji nie liczę). Jednakże, wewnętrzna ciekawość nie będzie raczej na tyle silna, by zaprowadziła mnie w 2016 roku (i 2017!) na salę kinową.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz