poniedziałek, 27 lipca 2015
Playing It Cool (2014)
Tytuł: Playing It Cool
Gatunek: Komedia romantyczna
Reżyseria: Justin Reardon
Premiera: 26 września 2014 (świat)
Ocena: 5/6
On poznaje ją (lub na odwrót). Zazwyczaj dzieli ich niemalże wszystko, lecz jakimś cudem docierają do siebie. Kiełkujące uczucie psuje pewna kwestia, która (koniecznie niemalże pod koniec!) wychodzi na jaw. Ostatecznie jednak wszyscy sobie wybaczają i żyją długo i szczęśliwie. W taki oto sposób można streścić 99% komedii romantycznych - gatunku, którego wtórność to drugie imię. Znalezienie tutaj filmu, który w jakikolwiek sposób wyróżniałby się z tłumu, graniczy z cudem. Czy "Playing It Cool" w reżyserii początkującego za kamerą Justina Reardona zaliczyć można do takich wyjątków?
Główny bohater, będący narratorem całej historii, jest pisarzem. Pewnego dnia jego agent zleca mu napisanie scenariusza do komedii romantycznej, dzięki czemu otworzą się przed nim drzwi do pracy przy poważnych i kasowych produkcjach. Zadanie okazuje się jednak ponad siły głównego bohatera, dla którego filmy romantyczne to ckliwe bzdety, a sama miłość jest przereklamowana. Pewnego dnia mężczyzna poznaje na balu dobroczynnym piękną nieznajomą. Główny bohater pragnie zdobyć jej serce za wszelką cenę. Pojawia się jednak pewien problem - kobieta ma narzeczonego.
Opowieść o pisarzu, który bez pamięci zakochuje się w zajętej kobiecie, przypomina "Nie ma tego złego..." Chechika na podstawie powieści "Sex & Sunset" Sandlina. Jednakże, przeciwieństwie do Leo Palamino, główny bohater "Playing It Cool" nie jest załamanym po rozstaniu, nieszczęśliwym romantykiem. Wręcz przeciwnie, strzała Amora uderza w niego w najmniej spodziewanym momencie, a sam mężczyzna wciąż stara się zaprzeczyć wszystkim romantycznym banałom. I to właśnie dzięki temu starciu dwóch skrajnie różnych stanowisk film Reardona bije na głowę poprzednika. Po pierwsze: fabuła. Z pozoru wydaje się, że "Playing It Cool" powiela utarte schematy. Okazuje się jednak, że nie jest to zwykły, przekopiowany szablon. Reardon łączy realizm z fantastyką, perfekcyjnie wyśmiewając sztampowość gatunku. Poza tym, dwójka głównych bohaterów jest... bezimienna. Nadaje to pewnego rodzaju paraboliczności całokształtu, a widz nie tylko będzie mógł wczuć się w historię, ale i może postawić się na miejscu tychże bohaterów.
Po drugie: dialogi. To prawdziwy popis umiejętności duetu Shafer-Vicknair. Zamiast pustych frazesów i ckliwych banałów o miłości, twórcy postawili na cięty humor damsko-męski, którego może nie ma aż tak dużo, ale jest rozmieszczony w odpowiednich momentach. To właśnie w rozmowach występujących postaci, jak i rozważaniach narratora, ścierają się argumenty romantyków z antyromantykami (gdzie prawdziwym mistrzostwem emocjonalnego wypaczenia jest nazwanie "Terminatora" filmem bardziej romantycznym od "Uwierz w ducha"!). "Playing It Cool" nie broni ani jednego, ani drugiego stanowiska, dzięki czemu każdy z widzów znajdzie tutaj coś dla siebie. Film Reardona jest lekką komedyjką zaprawioną wątkiem romantycznym, którą ogląda się szybko i przyjemnie. I, co najważniejsze, twórcy odpowiednio dawkują poziom wszelakiej słodyczy, dzięki czemu po seansie poziom cukru nie podskoczy do wartości zagrażającej życiu i zdrowiu.
Rzadko kiedy zdarza się, by początkujący reżyser ściągnął do swojego filmu tyle znanych nazwisk. Reardonowi jakoś to się udało i w "Playing It Cool" znajdziemy prawdziwą śmietankę towarzyską. W rolach głównych - Michelle Monaghan i Chris Evans, którzy perfekcyjnie wyłamują się ze schematu typowej pary komedii romantycznej. Towarzyszy im Topher Grace, jako służący dobrą radą wierny przyjaciel Scott, Ioan Gruffudd, w epizodycznej roli Stuffy'ego, a także niezastąpiony Philip Baker Hall w roli dziadka głównego bohatera. To właśnie Hall odpowiada w dużej części za humor sytuacyjny całego obrazu.
Podsumowując, do "Dziennika Bridget Jones" i "50 pierwszych randek" Reardonowi daleko, ale "Playing It Cool" sprawdza się naprawdę świetnie, jako dobra rozrywka na wieczór. Jest to komedia romantyczna, która łamie schematy komedii romantycznych - oczywiście, nie wszystkie, ale wystarczająco dużo. I dzięki temu jest filmem godnym polecenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz