sobota, 18 lipca 2015
Terminator: Genisys (2015)
Tytuł: Terminator: Genisys
Gatunek: Akcja/Sci-Fi
Reżyseria: Alan Taylor
Premiera: 1 lipca 2015 (Polska), 21 czerwca 2015 (świat)
Ocena: 3/6
Na długo przed rejsem na pokładzie brytyjskiego statku Titanic i przygodą z planetą Pandora, James Cameron zaprezentował światu "Terminatora" - film, który stał się jednym z najbardziej kultowych obrazów sci-fi w historii kina. Choć pochodzący z Kanady reżyser porzucił historię T-800, Sary i Johna Connorów po "Dniu Sądu", to znaleźli się kolejni twórcy, chcący koniecznie wybić się na fali popularności "Terminatora". Z mizernym, jak się okazało, skutkiem. Ani "Bunt maszyn" Mostowa, ani "Ocalenie" Josepha McGinty Nichola nie zbliżyły się do pierwowzoru Camerona. Tym bardziej dziwić może, że do "Terminatora" postanowiono (znowu!) powrócić. Za kamerą zasiadł znany z sygnowanych logiem HBO seriali Alan Taylor, a scenariusz napisał duet Kalogridis ("Aleksander") i Lussier ("Piekielna zemsta"). Jak piąta odsłona przygód Connorów i T-800 sprawdza się na dużym ekranie?
Rok 2029. Stojący na czele ruchu oporu John Connor przeprowadza brawurowy atak na główną siedzibę SkyNet. Programowi udaje się jednak wysłać T-800 w przeszłość, by zabił matkę Connora, Sarę. W ślad za nim wyrusza przyjaciel Johna, Kyle Reese. Okazuje się jednak, że przeszłość uległa zmianie. By uratować ludzkość, Sarah i Kyle muszą zniszczyć SkyNet przed Dniem Sądu.
W zeszłym roku Bryan Singer powrócił do serii "X-Men", by naprawić błędy swoich poprzedników. Bawiąc się czasem, praktycznie wymazał przeszłość, by przywrócić historię mutantów na dobre tory. Alan Taylor, przenosząc na duży ekran scenariusz Kalogridis i Lussiera, zrobił praktycznie to samo ze zgoła przeciwnym efektem. Zamiast powrócić do kultowej serii Camerona, postanowił ją bezlitośnie zniszczyć. W miejsce nieśmiałej kelnerki, Sarah Connor jest waleczną buntowniczką. Kyle Reese zamiast bycia wybawcą zostaje zdezorientowanym pionkiem. T-800, będący twarzą serii, spada na drugi plan i parodiuje sam siebie. Tak, jak "Prometeusz" zaszkodził "Obcemu", tak "Genisys" stał się gwoździem do trumny "Terminatora". Co gorsze, twórcy kopią leżącego i w post-credit scene zapowiadają, że z T-800 i Connorami jeszcze nie skończyli. Dla miłośników "Terminatora", piąta odsłona serii okazać się naprawdę ciężkostrawna.
Alan Taylor stanowczo jest reżyserem, który podąża za trendami. Wyznaje zasadę, że na ekranie musi być wszystkiego więcej i więcej. Tak więc w "Genisys" akcji nie brakuje (w tym pojedynek T-800 z T-800!), a graficy włożyli niemało pracy w efekty specjalne. Jako kino akcji sci-fi nowy "Terminator" sprawdza się całkiem nieźle (choć w kategorii 3D niezaprzeczalnie przegrywa z "Jurassic World"). Liczne pościgi, walki, strzelaniny i efektowne eksplozje spowodują, że podczas dwugodzinnego seansu nie przyjdzie nam się nudzić. Można by więc uznać film Taylora za ciekawą pozycję w kinie, gdyby pominąć fakt, że bazuje głównie na popularności kultowego obrazu Camerona (który to obraz zresztą zniekształca i niszczy). Nie samą akcją i efektami człowiek żyje, a fabuła jest niestety tak przekombinowana, że po wyjściu z seansu odczuwać można z jednej strony niedosyt, z drugiej - mętlik w głowie.
Aktorsko film Taylora ratuje tylko i wyłącznie Arnold Schwarzenegger. Po dwunastu latach austriacki aktor postanowił powrócić do roli, która - obok Conana - była przełomem w jego karierze. Choć zepchnięty na drugi plan, jego autoironia, humor i niezastąpiona, "cyborgowa" postawa pozwalają mu wyjść przed szereg. Przyćmiewa tym główne nazwiska produkcji - Jaia Courtneya, który nie może się odnaleźć jako nowy Kyle Reese, i Emilię Clarke (Daenerys z "Gry o Tron"), której Sarah Connor bardziej przypomina nieudaną mieszankę Katniss Everdeen z Beatrice Prior, aniżeli pierwowzór Lindy Hamilton. Kiepsko w zestawieniu wypada również Jason Clarke, który jest chyba najgorszym Johnem Connorem w historii całej serii.
Podsumowując, zrównanie kultowego "Terminatora" z efekciarską rozrywką sci-fi to prawdziwa profanacja, a Alan Taylor powinien za to odpokutować. "Genisys" nie tylko niszczy serię Camerona, ale i nie oferuje wiele więcej od innych tegorocznych produkcji spod szyldu sci-fi. Ot, taki przeciętniak z dobrymi efektami (i to tak naprawdę jedynie dla nich można obejrzeć film Taylora na dużym ekranie).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz