niedziela, 22 lutego 2015

Teoria wszystkiego (2014)


Tytuł: Teoria wszystkiego (The Theory of Everything)

Gatunek: Biograficzny/Dramat
Reżyseria: James Marsh
Premiera: 30 stycznia 2015 (Polska), 7 września 2014 (świat)
Ocena: 4-/6

Tegoroczna Gala Akademii przyciągnęła do siebie sławy świata nauki, przez co o Oscara, metaforycznie rzecz ujmując, zawalczy trzech wybitnych naukowców - Alan Turing (główna rola Benedicta Cumberbatcha w "Grze tajemnic"), Kip Thorne (na którego teorii naukowej oparto "Interstellar" Nolana) i Stephen Hawking (czyli Eddie Redmayne wcielający się w jednego z najsłynniejszych współczesnych fizyków w "Teorii wszystkiego"). Swój biograficzny obraz Marsh stworzył na podstawie książki byłej żony Hawkinga, Jane. Jak "Teoria wszystkiego" poradziła sobie z "naukowymi" konkurentami?


Stephen Hawking, młody naukowiec, po przejściu z Oxfordu do Cambridge poznaje Jane, uroczą studentkę nauk humanistycznych. Niewinna znajomość szybko przeradza się w uczucie. W międzyczasie Hawking, pod czujnym okiem swojego promotora, Dennisa Sciamy, poszukuje tematu swojej pracy doktorskiej. Postanawia skupić się na czarnych dziurach i czasie, wysnuwając teorię o początku wszechświata. Pewnego dnia Hawking ulega pozornie niegroźnemu wypadkowi na uczelni. Przeprowadzone w szpitalu badania prezentują jednak szokujący wynik - fizyk choruje na stwardnienie zanikowe boczne, przez co lekarze dają mu co najwyżej dwa lata życia.


James Marsh nie poszedł w kierunku Tylduma i nie skupił swojej fabuły na naukowych osiągnięciach swojego bohatera. Zamiast tego zaprezentował drugą stronę medalu i opowiedział o rodzinnym dramacie w obliczu nieuleczalnej choroby. O walce z przeciwnościami, niezłomności ducha i nieustępliwym dążeniu do wyznaczonego celu. Wszystko to ładnie wygląda na papierze, lecz na ekranie traci wiele ze swojej pierwotnej magii. Matematyki i fizyki na ekranie nie zabraknie, choć nie grają one tak dużych ról, jak w konkurencyjnej "Grze tajemnic" czy "Interstellarze". Postawienie na emocjonalnej stronie historii Hawkinga wymagało od Marsha utworzenie odpowiednio silnej relacji między bohaterami a widzem - i tego, niestety, w jego obrazie zabrakło.


Gdyby pominąć nazwisko sławnego fizyka, to okazuje się, że "Teoria wszystkiego" jest dramatem, jakich wiele. Lepsze historie niejednokrotnie serwowało kino europejskie - ze znacznie niższym budżetem i bez tak wielkiej promocji (której, niezaprzeczalnie, pomogły Złote Globy i oscarowe nominacje). Film nie jest zły, a historia nie nuży, lecz jest ona co najwyżej poprawna i schematycznie standardowa (co wypada słabo przy prowadzonej na trzech płaszczyznach czasowych, porywającej fabule "Gry tajemnic"). Przewidywalnym momentom i nielicznym, dobrze znanym zwrotom akcji, towarzyszy muzyka Jóhanna Jóhannssona, dzięki której starano się nadać emocjonalną głębię. Okazało się, że kompozytor "Labiryntu" tak bardzo się postarał, że - poza kilkoma wyjątkami - stanowczo przesadził. Zamiast dawkować wrażenia, Jóhannsson stara się je utrzymać na jednym i tym samym wzniosłym poziomie, przez co wiele scen wypada po prostu karykaturalnie.


Na dzisiejszej Gali Cumberbatch i Keaton będą mieli naprawdę poważnego konkurenta w osobie Eddiego Redmayne'a. Coraz bardziej zauważalny aktor daje z siebie wszystko, prezentując niesamowity wachlarz aktorskich umiejętności. Trzeba jednak przyznać, że podobnie, jak Keaton przegrał z Nortonem w "Birdmanie", tak Redmayne delikatnie ustępuje miejsca swojej filmowej partnerce - Felicity Jones. To na niej spoczął główny ciężar tragedii Hawkingów, z którym radzi sobie wyjątkowo. Perfekcyjnie przedstawia chodzący okaz siły (w osobie Jane), która - mimo swej wielkości - w końcu się załamuje. Nie sądzę, by zagroziła Julianne Moore ("Still Alice"), jednakże jest naprawdę godna uwagi.
Podsumowując, w takim filmowym zestawieniu, Hawking przegrywa z Turingiem i Thornem. Za kilka godzin poznamy oficjalne wyniki, lecz nie wydaje mi się, by nie do końca dopracowany obraz Marsha zawojował Galę i zagroził oscarowym faworytom. "Teoria wszystkiego" to film, który można obejrzeć, ze świetną grą i dobrą, gdzieniegdzie przesadzoną muzyką, lecz do wybitności i zapisania się na kartach filmowej historii mu wiele brakuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz