czwartek, 19 lutego 2015
Interstellar (2014)
Tytuł: Interstellar
Gatunek: Sci-Fi
Reżyseria: Christopher Nolan
Premiera: 7 listopada 2014 (Polska), 26 października 2014 (świat)
Ocena: 5+/6
Christopher Nolan to jeden z nielicznych reżyserów, którego samo nazwisko, a nie obsada jego filmów, przyciąga tłumy do kin. Człowiek, który dał nam "Bezsenność", "Prestiż" i "Incepcję", a także wskrzesił Batmana, tym razem postanowił zabrać widzów w międzygalaktyczną podróż z astrofizyką w tle. Czy "Interstellar" jest filmem wyłącznie efekciarskim, czy też może konkurować z takimi gigantami, jak "2001: Odyseja kosmiczna" Kubricka i "Kontakt" Zemeckisa?
Ziemia w bliżej nieokreślonej przyszłości. Liczne burze piaskowe i trawiąca rośliny zaraza prowadzą ludzkość na skraj zagłady. Problemy z uprawami skutkują nieuchronnym wzrostem głodu na świecie. Cooper, były inżynier pracujący dla NASA, prowadzi własną farmę i opiekuje się rodziną. Jego córka, Murph, zwraca uwagę na dziwne anomalie magnetyczne, które mają miejsce w ich domu. W taki sposób trafiają do ukrytej bazy wojskowej, gdzie wykwalifikowany zespół NASA, pod przywództwem profesora Branda, szykuje się do wysłania kilkuosobowej załogi w okolice Saturna, gdzie pojawił się tajemniczy tunel czasoprzestrzenny. Z badań naukowców wynika, że prowadzi on do innej galaktyki, gdzie znajdują się planety, na których mógłby osiedlić się człowiek. Za namową dawnego mentora, Cooper postanawia pilotować ekspedycję.
Trwający prawie trzy godzin film, obsadzony w dużej mierze w kosmosie, mógłby okazać się zbyt dużym ciężarem dla niejednego reżysera. Christopher Nolan udowadnia, że nie zalicza się do tej grupy i jego "Interstellar", choć akcją nie grzeszy, potrafi przykuć uwagę i przyszpilić do fotela aż do napisów końcowych. Mając do swojej dyspozycji astrofizyka Kipa Thorne'a, tworzy naukową tyradę o czasie, przestrzeni i czarnych dziurach, wplatając w nią dramat bohaterów i przerażającą wizję zagłady ludzkości. Choć na napięcie i rozwój fabuły Nolan karze widzowi czekać niemalże godzinę, nie zawiedzie się ten, kto wytrwa do końca. Mimo, że od strony naukowej "Interstellar" ma wiele niedociągnięć i przeinaczeń (niezbędnych, oczywiście, na potrzeby fabuły), to nadrabia znacznie stroną wizualną i dźwiękową. Ogrom kosmosu, wnętrze statku kosmicznego i reżyserska wizja zabawy czasem i przestrzenią zaprą dech w piersi nawet najbardziej wymagającym miłośnikom filmów s-f, zaś pedantyczna dbałość o szczegóły (jak brak dźwięków w próżni) przywiedzie na myśl "Grawitację" Cuaróna.
Największe brawa nie należą się jednak reżyserowi (jednocześnie współautorowi scenariusza), specom od efektów, czy też aktorom. Wrażenie, jakie wywołuje "Insterstellar" to nie zasługa Nolana, ale Hansa Zimmera, odpowiedzialnego za ścieżkę dźwiękową. Kompozytor, zdobywca Oscara za "Króla Lwa" i Złotego Globu za "Gladiatora", po długiej przerwie twórczej w końcu stanął na wysokości zadania. Zamiast kopiować i przerabiać swoje wcześniejsze utwory, stworzył coś absolutnie nowego i... wielkiego. Perfekcyjnie dopasowana muzyka Zimmera wywołuje więcej emocji, niż dziejące się na ekranie wydarzenia, niejednokrotnie przyćmiewając reżyserskie "wpadki naukowe" i fabularne, czasem nielogiczne skróty. Czegoś takiego nie słyszeliśmy u Zimmera od czasów "Gladiatora" i "Ostatniego samuraja", tak więc "Interstellar" warto obejrzeć choćby dla idealnego połączenia genialnej muzyki z dopieszczoną wizją podróży kosmicznych.
Czy w tym wizualno-muzycznym duecie znalazło się miejsce dla umiejętności aktorów? Jak najbardziej! Prym wiodą tu niezaprzeczalnie Matthew McConaughey ("Witaj w klubie") i Jessica Chastain ("Służące", "Mama"), którzy tworzą wyjątkową relację między ojcem a córką, budującą emocjonalne fundamenty całego filmu. Niewiele za nimi uplasował się drugi rodzinny duet - Michael Caine ("Mroczny rycerz", "Eliza Graves") jako profesor Brand i Anne Hathaway ("Diabeł ubiera się u Prady", "Les Miserables Nędznicy") w roli jego filmowej córki. Oboje wprowadzają do obrazu odwieczną walkę serca z rozumem, której rozstrzygnięcie w tym przypadku może zaważyć o losach całej ludzkości.
Podsumowując, "Interstellar" to prawdziwe widowisko i wyjątkowa gratka dla miłośników "starego s-f", gdzie fabuła, przesłanie i emocje liczą się bardziej od komputerowych efektów i wizualnych urozmaiceń. Nie do końca stawiałbym Nolana koło Kubricka i Zemeckisa, lecz swoim "Interstellar" na pewno zapisał się na stałe na kartach kinowej historii tego gatunku. Nakręcony z rozmachem obraz, któremu bliżej jest do suchych naukowych dyskusji, aniżeli filozoficzno-religijnych rozważań, gwarantuje widzom niezapomnianą podróż międzygalaktyczną. Gorąco polecam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz