piątek, 30 stycznia 2015

Birdman (2014)


Tytuł: Birdman
Gatunek: Dramat/Komedia
Reżyseria: Alejandro González Iñárritu
Premiera: 23 stycznia 2015 (Polska), 27 sierpnia 2014 (świat)
Ocena: 4+/6

Alejandro González Iñárritu, człowiek, który w 2003 roku dał nam "21 gramów", a trzy lata później "Babel", powraca ze swoją kolejną produkcją. "Birdman", zrzeszający prawdziwą śmietankę aktorską, zgarnia coraz więcej nagród i znajduje się wśród oscarowych faworytów. Czy połączenie dramatu z komedią Iñárritu jest naprawdę aż tak dobre?


Riggan Thomson to podstarzały aktor, który znany jest głównie ze swej dawnej roli superbohatera Birdmana. Opętany żądzą podziwu i sławy pragnie wrócić na szczyt, reżyserując sztukę w teatrze na Broadwayu. Zaniedbuje przez to swoją córkę, przyjaciół i nowy związek. Pewnego dnia udaje mu się zaangażować do projektu jednego z najsłynniejszych aktorów, Mike'a. Dzięki jego poradom i umiejętnościom, Riggan pewny jest sukcesu. Wszystko zmienia się, kiedy Mike obraża go podczas prapremiery na oczach widzów i sukcesywnie kradnie mu jego sztukę.


Iñárritu przyzwyczaił fanów, że lubi bawić się kamerą i potrafi to robić profesjonalnie. Dzięki temu widz "Birdmana" może poczuć się jak uczestnik wydarzeń, podążający za bohaterami, którzy zwracają się personalnie do niego. Świetnie wypada scenariusz, który, łącząc dramat z komedią, jest istną bombą zegarową. Choć "Birdman" z samą komedią ma niewiele wspólnego (mimo udziału i starań Zacha Galifianakisa), to sprawdza się jako intrygujący dramat, zgłębiający psychologię poszczególnych postaci i łączących ich relacji. Emocje na ekranie potęguje muzyka Sancheza, a przede wszystkim nadająca tempa, towarzysząca licznym scenom perkusja.


Jednakże, wprowadzenie tytułowego Birdmana, nadanie Rigganowi mocy telekinezy i niejasne zakończenie z umiejętnością latania w tle ładnie wizualnie wyglądają na ekranie, lecz zatracają realizm opowieści i tworzą kompletnie niepotrzebne, fantastyczne wstawki. Wewnętrzna walka Riggana z Birdmanem byłaby głębsza i mroczniejsza bez tych wizualnych dodatków. Można byłoby znaleźć dla nich uzasadnienie, gdyby dodawały filmowi humoru, lecz - jak już było wspomniane - tego obrazowi Iñárritu bardzo brakuje. Błędem reżysera było zagranie w pewnym momencie w otwarte karty, przez co finał premierowego pokazu jest zbyt przewidywalny i schematyczny.


"Birdman" to niezaprzeczalnie popis aktorskich umiejętności. Michael Keaton, wcielający się w opętanego żądzą sławy i walczącego z demonami przeszłości Riggana, spisuje się naprawdę dobrze (w szczególności, że historia Iñárritu przypomina trochę jego własne doświadczenia). Przegrywa jednak z rewelacyjnym Edwardem Nortonem ("Fight Club"), który skrada dla siebie cały film, podobnie jak jego bohater przejmuje spektakl Thomsona. Mamy tu również świetną Emmę Stone, starającą się sprowadzić swojego filmowego ojca na ziemię, a także niepowtarzalną Naomi Watts, która nawet z epizodycznej roli potrafi stworzyć majstersztyk.
Podsumowując, "Birdman" nie jest filmem złym - ma oryginalny scenariusz i świetną obsadę, lecz to może być za mało, by pokonać rywali na Oscarach. Obraz Iñárritu, podobnie jak "Boyhood" Linklatera, udowadnia, że obsypany nagrodami tytuł wcale nie musi być najlepszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz