sobota, 28 lutego 2015

Snajper (2014)


Tytuł: Snajper (American Sniper)

Gatunek: Biograficzny/Dramat/Wojenny
Reżyseria: Clint Eastwood
Premiera: 20 lutego 2015 (Polska), 11 listopada 2014 (świat)
Ocena: 3+/6

Amerykański film o amerykańskim bohaterze amerykańskiej wojny wyreżyserowany przez amerykańską ikonę kina - tak krótko można by podsumować najnowszą produkcję Clinta Eastwooda. Twórca "Listów z Iwo Jimy", "Za wszelką cenę" i "Bez przebaczenia" (każdy z co najmniej jednym Oscarem) w tym roku również postanowił powalczyć o statuetkę Akademii Filmowej. Choć przegrał z "Birdmanem", to zgarnął honorową za montaż dźwięku. Czy ociekający patriotyzmem "Snajper" jest wyłącznie owiniętą w amerykańską flagę propagandą (niczym nudny "Wróg numer jeden"), czy też oferuje dobre kino wojenne?


Chris Kyle postanawia zaciągnąć się do wojska, by bronić ojczyzny i jej obywateli. Po ataku na WTC trafia z oddziałem Navy SEALs do Iraku. Tam jako snajper zyskuje miano "legendy", bezbłędnie eliminując przeciwników. Po powrocie do domu nie może jednak zapomnieć o wojnie - staje się coraz bardziej nieobecny i małomówny. Tymczasem Al-Kaida wyznacza nagrodę za jego głowę, o którą zawalczyć chce najlepszy syryjski snajper na usługach terrorystów, Mustafa.


Film Eastwooda w pierwszej chwili zapowiada się na naprawdę dobre kino. Przejście z ogarniętego walkami Iraku do wspomnień z dzieciństwa bohatera zostało przeprowadzone w taki sposób, że zdobywa uwagę widza. Niestety, dobre pierwsze wrażenie mija równie szybko, jak się pojawiło. Eastwood rozwleka historię Kyle'a i powrót do najważniejszych w filmie działań wojennych następuje zbyt późno. W dodatku, choć walki, akcji i eksplozji nie brakuje, to - poza nielicznymi wyjątkami - ogląda się je bez większych emocji. Mimo wszelkich starań, nie udaje się stworzyć więzi między bohaterem a widzem, przez co jego losy śledzi się z małym zainteresowaniem. Kolejne ofiary Kyle'a przypominają uosobienie suchej statystyki, a schematyczność tarapatów, w jakie wpada, stają się na wskroś przewidywalne, a pojedynek Chrisa z Mustafą wydaje się być fabularną zapchajdziurą. (co wypada niezwykle blado przy pamiętnym pojedynku snajperów, jaki pokazał Annaud we "Wrogu u bram"). Po tak doświadczonym reżyserze, jak Eastwood, spodziewać się można było większej emocjonalnej głębi, aniżeli zwykła relacja biograficzna, przypominająca dobrze zrealizowany dokument na Discovery.


Plusem "Snajpera" niezaprzeczalnie jest to, że nie ma on na celu gloryfikowania amerykańskich żołnierzy i wynoszenia na piedestał ideałów, dla których rozpoczęli wojnę. U Eastwooda wojna to nie fabularna sielanka pełna propagandy, lecz obraz brutalnego i bezwzględnego pola walki, gdzie nie ma miejsca dla Boga i człowieczeństwa. "Snajper" jest na wskroś pesymistyczny i nawet niezachwiana postawa głównego bohatera nie jest w stanie tego zmienić (największy tego wydźwięk ma scena rozmowy Kyle'a z młodszym bratem). Eastwood chowa krytykę zbrojnych działań USA pod hasłami patriotyzmu i wyższych idei, które w obliczu krwawej wojny wypadają niezwykle blado i powierzchownie. Brakuje tu jednak pewnej konsekwencji, przez co do końca nie wiadomo, na czym ostatecznie chciał skupić się reżyser. Odbiór psują również sceny z życia rodzinnego Kyle'a, które zamiast dodawać dramatyzmu i określać tragizm głównego bohatera (rozdartego między bliskimi a poczuciem patriotycznego obowiązku), są niezwykle drętwe i wymuszone.


Ratować obraz starają się Bradley Cooper i Sienna Miller. Cooper w ostatnim czasie udowodnił, że dobrym aktorem jest ("Poradnik pozytywnego myślenia", "Między wierszami", "American Hustle"), a rolą w "Snajperze" tylko to jeszcze potwierdził. Miller jako Taya rewelacyjnie spisuje się jako żona, która martwi się o ukochanego i której walka z przekonaniami męża przypomina istną walkę z wiatrakami. Ta dwójka aktorów tak bardzo zaskarbia sobie uwagę widza, że ciężko przypomnieć sobie kogokolwiek z obsady drugoplanowej, kto wyróżniałby się jakoś znacząco z tłumu.
Podsumowując, "Snajper" nie jest zły, ale po możliwościach Eastwooda można było spodziewać się znacznie więcej. Kino wojenne lat 90. i początku XXI wieku podniosło bardzo wysoko poprzeczkę. "Snajper" nawet nie próbował się do niej nawet zbliżyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz