piątek, 1 sierpnia 2014

Oculus (2013)


Tytuł: Oculus
Gatunek: Horror
Reżyseria: Mike Flanagan
Premiera: 27 marca 2015 (Polska), 8 września 2013 (świat)
Ocena: 5+/6

W zeszłym roku wśród filmów kina grozy niepodważalny prym wiodły dwa kasowe tytuły - "Mama" Muschiettiego i "Obecność" Wana. Zarówno dobre wykonanie, jak i ogromna medialność spowodowały, że obie produkcje całkowicie przyćmiły pozostałe obrazy. W tym położeniu znalazł się "Oculus" Flanagana, o którym raczej mało kto słyszał. Czy najnowszy film amerykańskiego reżysera słusznie został zepchnięty na boczny tor?


Po ukończonej terapii w zakładzie psychiatrycznym, Tim Russell wychodzi na wolność. Spotyka się z dawno niewidzianą siostrą, Kaylie, która chce pomóc mu wrócić do normalnego życia. A także oczekuje od niego wypełnienia obietnicy, złożonej w dzieciństwie. Kaylie jest przekonana, że za zabójstwo ich ojca i matki odpowiada przeklęte lustro. Tim, z początku sceptycznie podchodzący do rewelacji siostry i zrzucający całą winę na dziecięcą fantazję, postanawia jej pomóc. Kaylie ma zamiar wszystko sfilmować, by oczyścić z zarzutów ojca i brata, a następnie zniszczyć lustro. Okazuje się, że zadanie nie będzie takie proste...


Siedem lat po swojej niskobudżetowej produkcji "Oculus: Chapter 3 - The Man with the Plan" Flanagan postanowił nakręcić wersję pełnometrażową. Inspiracji reżysera można szukać w legendarnym "Lśnieniu" Kubricka, ekranizacji jednej z najsłynniejszych powieści Kinga. Sam "Oculus" nie jest filmem schematycznym. Flanagan nie buduje napięcia na oklepanych trikach i nie straszy nagłym pojawianiem się nadprzyrodzonych istot i zjawisk. Skacząc między przeszłością a teraźniejszością, reżyser wchodzi w psychikę bohaterów i wyciąga z niej najczarniejsze lęki. Poprzez wariactwo scen i mieszanie rzeczywistości z wizjami, Flanagan bez skrupułów prowadzi swoich bohaterów (a wraz z nimi widzów) do obłędu. Nieważne, jak bardzo byśmy się skupiali na fabule, ciężko będzie odróżnić, co jest prawdziwe, a co wymyślone. Flanagan to mistrz iluzji, kontrolujący perfekcyjnie własny chaos, by konsekwentnie dążyć do upadku bohaterów. Przed nawiedzonym lustrem, które może być alegorią najgłębiej skrywanych lęków, nie ma ucieczki. "Oculus"  to nie lęk przed siłami nadprzyrodzonymi, ale lęk przed samym strachem. Choć w zakończeniu niemalże popełnił błąd Mischiettiego i Wana, to udało mu się jakoś wybronić. Skrupulatnie budowane napięcie i tkana pajęczyna szaleństwa ma swój punkt kulminacyjny w finale, świetnie zaplanowanym, acz poniekąd przewidywalnym. "Oculus" nie należy do filmów jednoznacznych, a sam Flanagan nie spieszy z odpowiedziami, czy to, co widzieliśmy, stało się naprawdę, czy było tylko urojeniami głównych postaci.


W postępującym szaleństwie odnaleźć próbują się aktorzy. I to, co robi rodzina Russellów z przeszłości - odgrywający ich Katee Sackhoff, Rory Cochrane, a także młodzi Annalise Basso i Garrett Ryan - można nazwać prawdziwym majstersztykiem. Nieco gorzej wypadają aktorzy "teraźniejsi" - Karen Gillan cierpi na przesadną ekspresję swoich emocji, zaś Brenton Thwaites wciąż ma widoczne braki warsztatowe (choć, muszę przyznać, wypada nieporównywalnie lepiej od innych produkcji, w jakich go do tej pory widziałem).
Podsumowując, "Oculus" jest przykładem, że medialność tytułu to nie wszystko. Film Flanagana, choć mniej znany, bije na głowę "Mamę" i jest - moim skromnym zdaniem - nieznacznie lepszy od głośnej "Obecności". Gorąco polecam wymagającym miłośnikom dreszczowców, poszukujących tytułów, gdzie lęk oparty jest na psychologii bohaterów, a nie na skrzypiących deskach czy ucharakteryzowanych demonach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz