środa, 6 sierpnia 2014
Przytul mnie (2010)
Tytuł: Przytul mnie (Hold om mig)
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Kaspar Munk
Premiera: 3 czerwca 2011 (Polska), 2 września 2010 (świat)
Ocena: 1+/6
Temat trudnej młodzieży, dyksryminacji i dręczenia w szkołach poruszany był w kinie już niejednokrotnie. Raag w estońskiej "Naszej klasie" postawił na surowość, Clark w amerykańskim "Ken Parku" - na wyuzdanie i patologie, Miloš w serbskim "Klipie" - na brutalną cielesność, Schram w holenderskim "Spijt!" - na emocje, zaś Komasa w polskiej "Sali samobójców" - na psychologię i ucieczkę od rzeczywistości. W którą stronę postanowił pójść Kaspar Munk w duńskiej produkcji "Przytul mnie"?
Sara jest cichą i wrażliwą dziewczyną, dobrze uczącą się w jednej ze szkół. Opiekuje się młodszym bratem pod nieobecność rodziców, którzy całe dnie pracują. Pewnego dnia naraża się koleżance z klasy, Louise, która w zemście rozpuszcza plotki o niej i ich wspólnym koledze Mikkelu. Chłopakowi w końcu puszczają nerwy i chce wyjaśnić sprawę z Sarą. Kłótnia wymyka się spod kontroli, a Mikkel wraz z kolegami upokarzają dziewczynę na oczach całej klasy. Gdyby tego było mało, Louise nagrywa całe zajście telefonem i rozsyła film wszystkim znajomym. Z całą sytuacją coraz trudniej radzi sobie Sara, co prowadzi do nieuchronnej tragedii.
Przedstawiona historia do złudzenia przypomina głośną sprawę sprzed lat, kiedy to jedna z uczennic gdańskiego gimnazjum popełniła samobójstwo po tym, jak została ośmieszona i upokorzona przez kolegów z klasy. Tym samym fabuła "Przytul mnie" może szokować jeszcze bardziej, bo przedstawia tragedię nie tak odległą i obcą. Munk nie poszedł jednak w stronę brutalności czy ciężkich scen, lecz skupił się na targających bohaterami emocjach. W swoim filmie jest mocno oszczędny w słowach. Całość stara się budować długimi ujęciami, wymownymi spojrzeniami, gestami i mimiką bohaterów. Tak bardzo chciał stworzyć bazę emocjonalną, że aż przesadził. Nadmiar uczuć, którymi obraz Munka wręcz ocieka, niejednokrotnie ociera się o granicę kiczu i tandety. Sam konflikt, który doprowadził do tragedii, wydaje się być nie do końca zaplanowany i mocno naciągany. Późniejsza nagła przemiana i próba rehabilitacji niemalże wszystkich postaci potwierdza brak reżyserskiej konsekwencji. Munk ślepo brnie w przedstawianej historii, nie mogąc opędzić się od fabularnych wpadek i nielogicznych uproszczeń. Finał, choć do przewidzenia (z racji poruszanego tematu), nie wywołuje absolutnie żadnego wrażenia (co przy całej na siłę budowanej emocjonalności może trochę dziwić). Zakończenie, które powinno nieść z sobą lekcję lub przestrogę, wydaje się być w połowie urwane, jakby reżyser chciał pozostawić wysunięcie wniosków widzom, ale zapomniał im o tym powiedzieć.
W dodatku młodzi aktorzy, na których Munk postawił, nie potrafią udźwignąć emocjonalnego ciężaru. Julie Andersen tak bardzo skupiła się na graniu zamkniętej w sobie Sary, że cały film przeszła z niemalże kamienną twarzą. I choć to właśnie w przypadku jej bohaterki widać największe starania w budowaniu dramaturgii, samej Andersen zabrakło warsztatu i doświadczenia, by to utrzymać. Johansen, Cukic i Najid radzą sobie znacznie gorzej. Ich gra jest zbyt sztuczna i drewniana, by mogła poruszyć kogokolwiek. Nie lepiej wypadają "rodzice", wśród których wybija się Henriksen ze swoją nadmierną ekspresyjnością (bardziej pasującą do plastikowej "Mody na sukces", aniżeli dramatu o nastolatkach).
Podsumowując, Munk na tle wymienionych wcześniej reżyserów wychodzi naprawdę blado. "Przytul mnie" to źle zrealizowana emocjonalna papka, w której najbardziej boli to, że potencjał dobrego tematu na odważny film został bezpowrotnie zmarnowany.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz