piątek, 8 maja 2015
Piramida (2014)
Tytuł: Piramida (The Pyramid)
Gatunek: Horror
Reżyseria: Grégory Levasseur
Premiera: 17 kwietnia 2015 (Polska), 4 grudnia 2014 (świat)
Ocena: 1+/6
Po tym, jak Dowdle zabrał widzów w nieudaną podróż po paryskich katakumbach ("Jako w piekle, tak i na ziemi"), debiutujący za kamerą Grégory Levasseur (współautor scenariusza do m. in. "Luster" Aji) schodzi do wąskich korytarzy tajemniczej piramidy. Nie dość, że zaserwowano nam kolejny "found footage", to jeszcze w tematyce niemiłosiernie wyeksploatowanej. Czy Levasseur jakoś z tego wybrnął?
Holden wraz z córką Norą prowadzą badania archeologiczne na terenie Egiptu. Pewnego dnia dokonują przełomowego odkrycia - z piasków pustyni odkopują wierzchołek jedynej w swoim rodzaju, trójściennej piramidy. Ambitna dziennikarka Sunni ma zamiar jako pierwsza nagrać relację z wyjątkowego wydarzenia. Tymczasem zamieszki w Egipcie powodują, że grupa naukowców musi zostać bezzwłocznie ewakuowana. Holden nie chce jednak odchodzić z pustymi rękoma. Zgadza się na wysłanie wgłąb piramidy zaawansowanego robota, który ma zbadać korytarze zakopanej budowli. Gdy wartościowy wynalazek niespodziewanie znika, Holden i jego grupa schodzą do piramidy, by odnaleźć automat. Nie spodziewają się zagrożenia, które czyha od tysięcy lat pod piaskami pustyni.
Pomijając naciągany do granic możliwości powód wejścia całej grupy badawczej (wraz z dziennikarzami i niezliczoną ilością kamer) do piramidy, początkowo koncepcja "found footage" spełnia swoją rolę. Wąskie, iście klaustrofobiczne korytarze, ciasne tunele pełne ostrzegawczych hieroglifów, ograniczone pole widzenia, wymyślne starożytne pułapki, brak źródeł światła i świeżego powietrza - wszystko to wprowadza gęstą atmosferę, którą można by kroić nożem, a towarzysząca temu wszystkiemu groza skrupulatnie buduje narastające napięcie. Niestety, dobre wrażenie mija równie nagle, jak się pojawiło, a reżyser-amator serwuje nam oklepaną historyjkę o klątwach, żywych przesądach i mściwym bóstwie w tle.
Pierwsze w mrożącej krew w żyłach piramidzie umiera napięcie. Gdy reżyser ogranicza budowanie całego strachu na nagłych hukach i pojawianiu się zmutowanych kotów, wiemy już, że mamy do czynienia bardziej z bajką, niż z horrorem. Drugą ofiarą jest fabuła - kulejąca od samego początku i będąca niezaprzeczalnie najsłabszym ogniwem całego projektu - wykoleja się tym bardziej, im głębiej schodzą bohaterowie. Z czasem znikome zwroty akcji udaje się odpowiednio wcześnie przewidzieć, a ciągłe odczytywanie hieroglifów (które nikomu nie sprawiają żadnych trudności) zdradza za wiele z nadchodzących wydarzeń i nie pozostawia żadnej nutki tajemniczości. Gdy jeszcze na ekranie pojawi się główny przeciwnik, a młoda pani archeolog zmieni się w niezmordowaną Larę Croft (niczym bohaterka u Dowdle'a), to możemy być niemal pewni, że dotrwanie do końca będzie drogą przez mękę. Ostatnią ofiarą okazuje się być cała koncepcja "found footage", która tylko uwypukliła braki warsztatowe reżysera. Tam, gdzie Levasseur miał problem z użyciem kamery swojego bohatera, posiłkuje się "obrazem spoza". I, choć są to jedynie krótkie łączniki, to w tak rygorystycznej koncepcji, jak "found footage", niewyobrażalnie rażą po oczach i psują cały zamysł projektu.
Do tej pory nie potrafię znaleźć racjonalnego wytłumaczenia (poza chęcią zarobku), jaka skłoniła takiego aktora, jak Denis O'Hare, do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Gwiazda "Czystej krwi" i "American Horror Story" ma tu pełnić rolę mentora i wszystkowiedzącego przewodnika. Poza przydługimi wstawkami o historii i religii starożytnego Egiptu, O'Hare nie wniósł kompletnie nic. Ashley Hinshaw, mająca już doświadczenie z "found footage" w "Kronice" Tranka, robi dokładnie to samo z postacią Nory, co Perdita Weeks jako Scarlett u Dowdle'a. Choć wypada delikatnie lepiej niż poprzedniczka, to od ról pierwszoplanowych powinna się trzymać z daleka i trochę podszkolić. Reszty obsady nie ma nawet co wymieniać, bo ich postaci zostały ograniczone do przysłowiowego "mięsa armatniego" i żaden z aktorów nie ma ambicji, by się trochę więcej postarać.
Podsumowując, Levasseur powinien zatrzymać się na tworzeniu scenariuszy i kamerę oddawać w bardziej doświadczone ręce. Największą grozą w tym całym projekcie jest to, że zapewne nie jest to ostatni film z tej tematyki, a już na pewno nie ostatni, wykorzystujący brutalnie "found footage" (wystarczy spojrzeć na tegoroczne zapowiedzi filmów grozy). Co do samej "Piramidy", to lepiej omijać ją naprawdę szerokim łukiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz