wtorek, 2 grudnia 2014
Jako w piekle, tak i na Ziemi (2014)
Tytuł: Jako w piekle, tak i na Ziemi (As Above, So Below)
Gatunek: Horror
Reżyseria: John Erick Dowdle
Premiera: 5 września 2014 (Polska), 19 sierpnia 2014 (świat)
Ocena: 1/6
Wiedząc, że stare domy to sceneria dość oklepana w filmach grozy, twórcy horrorów prześcigają się w wymyślaniu miejsc, w które mają zamiar zabrać widzów i ich tam wystraszyć. Były już lasy ("Blair Witch Project"), jaskinie ("Zejście"), opuszczone miasteczka ("Dom woskowych ciał"), centra handlowe ("Świt żywych trupów"), pokoje hotelowe ("1408"), skażone terytoria ("Czarnobyl. Reaktor strachu"), a nawet miejskie kąpieliska ("Pirania 3DD"). W większości przypadków nie udało się jednak odtworzyć klimatu, jaki towarzyszy starym domom. Nie zrażając się wpadkami poprzedników, Dowdle zabiera widza na wycieczkę po paryskich katakumbach. Czy ta podróż do podziemi wyszła jego filmowi na dobre?
Scarlett jest ambitną i odważną panią archeolog, która po tragicznej śmierci ojca kontynuuje jego poszukiwania największego skarbu alchemików - kamienia filozoficznego. Odkrycia w irańskich tunelach prowadzą ją do sieci paryskich katakumb. Wraz z zaufanym tłumaczem Goergem i kamerzystą Benjim udają się po pomoc do Papillona, którego ekipa niejednokrotnie badała podziemne ścieżki i zna kilka sekretnych wejść. Po obietnicach licznych bogactw, Papillon zgadza się wprowadzić Scarlett do katakumb po zmroku. Żądna przygód, skarbów i odkrycia tajemnicy alchemików drużyna nie zdaje sobie sprawy, że wyprawa będzie ich najgorszym koszmarem, a podziemne drogi poprowadzą ich prosto do piekła.
Od sukcesu "Blair Witch Project" tzw. "found footage" zadomowił się w kinie grozy na stałe. Widzów zalała fala tytułów, nierzadko pod hasłem "prawdy prawdziwszej niż najprawdziwsza prawda", gdzie bohaterowie stawiają nagrywanie wszystkiego amatorską kamerą nad własne życie i bezpieczeństwo. Wielokrotnie osiągało to granice absurdu, a filmowane na siłę przez występujące postaci wydarzenia traciły na logicznej spójności. Dowdle pod tym względem nie jest wcale lepszy, bo jego bohaterowie - choć kamerki mają przytwierdzone do kasków - filmować muszą wszystko, wszędzie i nie zważając na ryzyko. Już sam początek, gdzie Scarlett ledwo uchodzi z życiem z wysadzanego tunelu (ale kamery nie upuszcza!), zwiastuje, z jakim kinem pseudogrozy mamy do czynienia. Momenty, w które widz delikatnie podskoczy ze strachu, można zliczyć na palcach jednej ręki. Potencjału tuneli, zbudowanych z ludzkich czaszek, oraz metaforycznej drogi do piekła reżyser najzwyczajniej w świecie nie potrafił wykorzystać. Zamiast tego skupia się na prostych chwytach i zabiegach, które wystraszyć mogłyby tych, co przygodę z horrorami dopiero zaczynają (a i tak nie nazwałbym tego najlepszych startem). Największym jednak grzechem Dowdle'a była jego cicha miłość do przygód Lary Croft. Nie dość, że sama fabuła toczy się wokół legendarnego kamienia filozoficznego (pasującego bardziej do filmów fantastyczno-przygodowych, aniżeli horrorów), to jeszcze główna bohaterka w pewnym momencie zmienia się w nieustraszoną wojowniczkę, która - chcąc uratować przyjaciół - stanie do walki z nieumarłymi potworami, zakapturzonymi demonami i opętanymi istotami. Wszystko po to, by w ostatniej chwili - niczym wcześniej wspomniana Lara Croft - znaleźć upragniony skarb, ocalić świat i wydostać się z piekielnego labiryntu. Gdzieś w tle pobrzmiewa echo morału, by stawić czoła własnym demonom, przyznać się do popełnionych win i uzyskać odkupienie, ale przy takich metodach, jakie zastosował reżyser, głębszy sens obrazu wydaje się być ledwie słyszalnym szeptem.
W tej agonalnej podróży przez paryskie katakumby nie pomagają aktorzy - ba, dzięki nim owa podróż jest jeszcze trudniejsza. Perdita Weeks, w końcu w większej roli, udowadnia, że od postaci pierwszoplanowych powinna trzymać się z daleka. Ben Feldman kompletnie nie ma pomysłu na siebie, więc ogranicza się do bywania na ekranie. Reszta, bez urazy, to zwykłe mięso armatnie, wprowadzone wyłącznie po to, by żądny krwi reżyser miał w kim wybierać, gdy przychodził moment uśmiercenia kogoś na ekranie. Aktorzy tak niewidzialni i bez wyrazu, że gdyby nie przedśmiertne wrzaski i napisy końcowe, ciężko byłoby rozróżnić jednych od drugich.
Podsumowując, odważna podróż do paryskich katakumb po kamień filozoficzny, mająca być oczyszczeniem dla bohaterów i przestrogą dla widzów, okazała się być jedną z największych porażek tego roku. Wymuszona kamera amatorska, brak innowacji, a w ostatecznym rozrachunku pomylenie kina grozy z przygodowym powodują, że bardziej od uczucia strachu czekają nas rozczarowanie, znużenie i wrażenie bezpowrotnej straty czasu. Gorąco nie polecam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz