środa, 20 maja 2015
Haker (2015)
Tytuł: Haker (Blackhat)
Gatunek: Kryminał/Akcja
Reżyseria: Michael Mann
Premiera: 16 stycznia 2015 (Polska), 8 stycznia 2015 (świat)
Ocena: 3/6
Co łączy głośną "Gorączkę" z 1995 roku (z genialnymi Alem Pacino i Robertem De Niro), "Zakładnika" z 2004 (szczyt aktorskich możliwości Toma Cruise'a), "Miami Vice" z 2006 (niezapomniany duet Farrell-Foxx) i "Wrogów publicznych" z 2009 (jeden z najlepszych filmów gangsterskich XXI wieku)? Osoba Michaela Manna, amerykańskiego reżysera, który wymienionymi (i nie tylko) tytułami udowodnił, że jest dobry w tym, co robi. Po sześciu latach wrócił na duży ekran z kolejną produkcją. Czy "Hakerowi" udało się utrzymać poziom poprzedników?
Podczas, gdy w Chinach dochodzi do eksplozji w elektrowni jądrowej, gwałtowne zmiany cen soi na nowojorskiej giełdzie przyczyniają się do kryzysu. Okazuje się, że za atakami stoi niebezpieczny haker, który wciąż poprawia kod swojego wirusa, by uderzyć ponownie. Stany Zjednoczone i Chiny łączą siły, by odnaleźć sprawcę. Powołany do tego zadania Chen Dawai namawia agentkę Carol Barrett, by załatwiła zwolnienie z więzienia dla jego kolegi ze studiów, Nicka Hathawaya, który jest wybitnym programistą i hakerem. To właśnie Chen Dawai i Hathaway stworzyli podstawowy kod, którym posługuje się teraz cyberprzestępca. Czasu jest mało, następny atak może być jeszcze groźniejszy, a amerykańsko-chiński sojusz zaczyna wisieć na włosku.
Mann już w pierwszych scenach udowadnia, że nie ma zamiaru gnać ze swoją fabułą na łeb, na szyję. Ma do swojej dyspozycji naprawdę dużo taśmy filmowej i chce ją wyeksploatować w całości. Wolno rozwijająca się akcja, dokładnie rysowane charaktery poszczególnych postaci, rozbudowa linii sojuszników i wrogów - to wszystko nadaje się na świetny klimat thrillera, gdzie intryga jest na tyle rozbudowana, że najmniejszy błąd może kosztować życie. W szczególności, że Mann ma kilka ciekawych zwrotów akcji w rękawie i spore doświadczenie za kamerą. Jednakże, budowanie napięcia i zagęszczanie atmosfery kończy się wraz z wyjściem na wolność Nicka Hathawaya. Od tego momentu zamiast osadzonego w cyberświecie thrillera, Mann oferuje nam kino akcji, gdzie poszukiwania tytułowego hakera zamieniają się w regularną wojnę z armią terrorystów.
Bohaterowie, niczym postaci z "Matrixa", z szybko przelatujących linijek kodu odczytują niemalże cuda, cyberwalka ogranicza się do kilkuminutowych sesji przy laptopie i wyścigu w pisaniu na klawiaturze, a dla Hathawaya nie ma takich zabezpieczeń, których nie potrafiłby obejść. Skoro Mann potrafił wejść w mikroskopijny świat kabli sieciowych, zabrać widzów w kilkunastominutową cyberpodróż i zrównać atak wirusa z trójwymiarową grą w Tetrisa, to sądzę, że znalazłby kilka ciekawych rozwiązań na ukazanie pojedynku dwóch hakerów, aniżeli rzucanie ich do walki w terenie. W ostateczności "Haker" okazał się być typowym kinem akcji, zbudowanym na zbyt utartych schematach (jak "piękność w opałach", "pomszczenie przyjaciela" i "opanowane do perfekcji omijanie wszystkich pocisków"). Na coś takiego mogliby sobie pozwolić twórcy "Szybkich i wściekłych", którzy ubraliby całokształt w efektowną jatkę, a nie tak doświadczony reżyser z takim dorobkiem. Mann chciał uderzyć w nowe tony, ale został pokonany przez własnoręcznie skonstruowaną cyberprzestępczość.
O tym, że "Haker" z hakerem będzie miał niewiele wspólnego, można było domyślić się po prześledzeniu obsady. W głównej roli znalazł się Chris Hemsworth, którego aparycja z typowym komputerowcem ma tyle wspólnego, co ryba z rowerem. Jako aktor kina akcji spisuje się rewelacyjnie, ale nie o to chyba chodziło reżyserowi. Leehom Wang to kolejna osoba obsadzona w nieodpowiedniej roli. Mianowany do dowodzenia akcją komputerowy geniusz nie ma zamiaru nawet podchodzić do komputera. Wangowi bliżej do karykatury Bruce'a Lee z karabinem w dłoni, niż dowódcy grupy, która ma uratować świat przed niebezpiecznym cyberprzestępcą. Wei Tang to typowa "dziewczyna głównego bohatera" - rzadko wychodząca z jego cienia i na ogół mało zauważalna. Viola Davis i Holt McCallany, wcielający się w amerykańskich agentów, są tak naprawdę ich chodzącą parodią. Zabawni i przerysowani dodają całej szarej obsadzie wyrazistych kolorów. Szkoda tylko, że reżyser postanowił ich udział tak okroić.
Podsumowując, wpadki zdarzają się nawet najlepszym. Michael Mann długo kazał czekać widzom na swoją kolejną produkcję i w zamian zaoferował przeciętniaka. "Haker" to film, jakich wiele (w szczególności w ostatnim czasie). Trochę akcji, całkiem niezła fabuła, ciekawy spisek - niestety, to stanowczo za mało, by porwać widzów z siedzeń.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz