poniedziałek, 30 marca 2015
Siódmy syn (2014)
Tytuł: Siódmy syn (Seventh Son)
Gatunek: Fantasy/Przygodowy
Reżyseria: Siergiej Bodrow
Premiera: 23 stycznia 2015 (Polska), 17 grudnia 2014 (świat)
Ocena: 3-/6
Kino fantasy, podobnie jak horrory, przeżywa w ostatnim czasie pewien kryzys. Zamiast epickiego obrazu, nakręconego z rozmachem i opowiadającego nietuzinkową historię, kolejni twórcy zarzucają widzów albo nieudanymi ekranizacjami dobrych książek, albo prostym, niewymagającym kinem młodzieżowym. Rosyjski reżyser Siergiej Bodrow został oddelegowany do przeniesienia na duży ekran powieści Josepha Delaney'a. Czy "Siódmy syn" przywraca dobre imię fantasy?
Mistrz Gregory jest stracharzem, walczącym ze złem i polującym na czarownice. Wiele lat temu udało mu się schwytać i uwięzić Królową Czarownic, Mateczkę Malkin. Wiedźma jednak wydostaje się ze swojego więzienia, zabija ucznia Gregory'ego i poprzysięga zemstę na ludziach. Stracharz musi znaleźć nowego pomocnika i powstrzymać Mateczkę Malkin nim wzejdzie Krwawy Księżyc i czarownica odzyska pełnię swej mocy.
W "Siódmym synu" nie brakuje dwóch rzeczy - miłych dla oka efektów i typowo gatunkowego humoru. Graficy i spece od wizualizacji włożyli niemało wysiłku w transformacje bohaterów, dzięki czemu na ekranie zobaczymy całą gamę fantastycznego świata - od dzikich kotów i olbrzymich niedźwiedzi po drapieżne smoki. W wielu scenach zaiskrzy magia, nie zabraknie fajerwerków, a i dla miłośników rycerskich walk na miecze coś się znajdzie. To wszystko dostajemy w oprawie odpowiednio wyważonego komizmu, gdzie gry słowne bawić mogą na równi z żartami sytuacyjnymi (w końcu cztery osoby odpowiedzialne za scenariusz musiały się w jakiś sposób wykazać).
"Siódmy syn" to jednak film skierowany głównie do młodszych widzów. Dla gatunkowych "wyjadaczy" fabuła może okazać się zbyt przewidywalna i oklepana, a wszelkie zwroty akcji, jakimi postanowili uraczyć nas twórcy, wydają się być zapożyczone od poprzedników. Zamiast konsekwentnie budować historię, której akcja miałaby swoje spektakularne zwieńczenie w finale, Bodrow wydaje się skakać po wątkach i scenach, wprowadzając więcej chaosu, niż jest to warte. Relacje między poszczególnymi bohaterami są przedstawione tak sucho, że indywidualne tragedie i dramaty postaci nie wywołują większych emocji (prawdę powiedziawszy, nie wywołują żadnych emocji). Ot, prosta historyjka bez większej głębi, która ma stanowić wyłącznie cieszącą oko rozrywkę dla niewymagających.
Siergiej Bodrow skompletował w "Siódmym synu" sporo znanych nazwisk. Większość z nich, niestety, poza swoim udziałem nie wniosło do filmu wiele więcej. Jeff Bridges po raz kolejny jest zgorzkniałym życiem mędrcem, który ma poprowadzić następnego wybrańca (kopiuj-wklej "Dawca pamięci"). Alicia Vikander, po świetnej roli w "Son of a Gun", jakby przysiadła na laurach - jej Alice jest kompletnie bez wyrazu i stanowi wyłącznie cień głównego bohatera. Ten zaś, grany przez Bena Barnesa (znanego z ekranizacji "Opowieści z Narnii"), kompletnie jest pozbawiony charyzmy i na wskroś sztuczny. O wiele ciekawiej wypada na ekranie, choć tylko epizodycznie, Kit Harington ("Gra o tron") - może gdyby zamienić ich miejscami, film zyskałby pod względem obsady. Jedynie kreacja Julianne Moore jako Mateczki Malkin zapada na dłużej w pamięci i wyróżnia się z tłumu, lecz na pewno nie jest to szczyt jej możliwości.
Podsumowując, tragedii nie ma, lecz do wyciągnięcia gatunku z filmowej przepaści Bodrowowi wiele zabrakło. "Siódmy syn" to nic innego, jak kolejna propozycja kina młodzieżowego, gdzie efekty i trochę akcji liczą się bardziej, niż dobry scenariusz i wielowarstwowi bohaterowie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz