poniedziałek, 8 grudnia 2014

Karuzela (2014)


Tytuł: Karuzela
Gatunek: Dramat obyczajowy
Reżyseria: Robert Wichrowski
Premiera: 23 maja 2014 (Polska), 23 maja 2014 (świat)
Ocena: 3+/6

Dla dzieci karuzela to kolejny obiekt igraszek w lunaparku lub na placu zabaw. Wśród przestępstw skarbowych można znaleźć pojęcie "karuzeli podatkowej", pod którym kryje się unikanie podatku lub wyłudzanie jego zwrotu. Marek Edelman w "Zdążyć przed Panem Bogiem" mówi o karuzeli jako o symbolu obojętności części Warszawiaków wobec losów zamkniętych w getcie Żydów. W sennikach jedną z interpretacji karuzeli są nadciągające zmiany w życiu. W tym kierunku poszła Beata Kozidrak, śpiewając o kołysaniu się w takt grającej karuzeli. I tak właśnie wykorzystał karuzelę Robert Wichrowski (znany z reżyserii "Francuskiego numeru" i wielu polskich seriali) w swoim najnowszym filmie. Czy jego obraz stanowi powiew świeżości w rodzimym kinie, a może powiela utarte schematy?


Rafał i Piotr to przyjaciele od dziecka, którzy zakochują się w tej samej kobiecie, Magdzie. Rafał nie może dłużej znieść skrywanego romansu z dziewczyną kumpla i wyjeżdża do Niemiec. Niedługo później Magda wyznaje Piotrowi, że jest w ciąży, ten zaś natychmiast jej się oświadcza. Mijają lata. W Niemczech Rafała odnajduje Natalia, przybrana siostra Piotra, dzięki czemu kontakt między starymi przyjaciółmi odnawia się. Obaj zaciągają się do wojska i wyjeżdżają do Afganistanu, by zarobić na utrzymanie swoich ukochanych. Okazuje się, że Piotr nie tylko w taki sposób chciał zapewnić byt rodzinie. Z czasem na jaw wychodzą mroczne sekrety z przeszłości, a sytuacja czwórki młodych ludzi na progu dorosłego życia zaczyna prowadzić do nieuchronnej tragedii.


Jeżeli którykolwiek z widzów przegapił, że ogląda film zatytułowany "Karuzela", to reżyser przypomni mu to kilkunastokrotnie podczas seansu. Dosłownie. Ilość scen, w których kręci się karuzela (z dziećmi, bez dzieci, z jednym dzieckiem, z dorosłym i dzieckiem, z dorosłym wprawiającym ją w ruch itd.), symbolizując życiowe zawirowania bohaterów, stanowczo przekroczyła granice dobrego smaku. Gdyby prawa do filmu wykupiła telewizja TVN i w miejsce karuzeli puszczała reklamy, w ciągu godziny wyszłaby z długów. Nie do końca wiem, czy za jej pomocą reżyser chciał pozlepiać z wolna rozlatujący się scenariusz, czy po prostu miał za dużo taśmy filmowej i musiał czymś zapchać luki. Szkoda, bo więcej uwagi mógł skupić właśnie na fabule i zgłębieniu skomplikowanych relacji swoich bohaterów. Zamiast doprowadzić ich do konfrontacji, by - po ostrej wojnie argumentów - widz mógł ich osądzić, Wichrowski ucieka od odpowiedzialności. Natłok niepotrzebnych wątków, które nie wiedzieć po co wprowadził do historii, naprędce urywa i zrzuca na barki widza, by ten sam domyślił się (lub sobie dopowiedział) ciąg dalszy. Braki nadrabia jednak dwójką głównych bohaterów - Piotrem i Rafałem - którzy, idąc ramię w ramię niemalże po jednej ścieżce, prezentują skrajnie różne postawy zewnętrzne i wewnętrzne. Z jednej strony Piotr, symbol dobroci i oddania, gotowy poświęcić wszystko dla dobra rodziny; z drugiej Rafał - lekkoduch i "wieczny chłopiec", starający się naprawić błędy przeszłości nie do końca we właściwy sposób. W tym starciu od samego początku wiadomo, kto jest zwycięzcą, a dalsze koleje losu dwójki przyjaciół stają się zbyt przewidywalne po pierwszej połowie filmu. Całe szczęście, że do pomocy Wichrowski miał Bajerskiego i Bugajaka. Zdjęcia tego pierwszego nadają obrazowi nowej głębi i tworzą pewien rodzaj intymnej relacji między czwórką bohaterów a widzem, zaś muzyka tego drugiego to prawdziwa ambrozja dla uszu, dzięki której "Karuzela" ma większy wydźwięk, niż założył reżyser.


Podobnie, jak całokształt podzielony jest na pół, gdzie raz oglądamy naprawdę dobre kino, by zaraz wpaść w otchłań schematycznych chwytów, rozdmuchanej symboliki i powielanych morałów, tak rozdzielić można obsadę. Podczas gdy Roznerski i Janicki, o których najbardziej się bałem (a jeszcze bardziej bałem się ich serialowych nawyków), spisują się naprawdę dobrze, nadając swoim bohaterom głębi tam, gdzie inni poprzestaliby na płyciznach papierowych postaci, tak Kominek i Pawłowska są wyłącznie szarym tłem opowieści. Pawłowskiej jeszcze można wybaczyć, bo dopiero co zaczęła swoją przygodę z filmami, jednakże po Kominek, która po "Wymyku" pokazała, na co ją stać, można było się spodziewać o wiele więcej, aniżeli wiecznie strapionej kobiety, na twarzy której niczym najjaśniejszy neon świecą wyrzuty sumienia.
Podsumowując, na bezrybiu i rak ryba. Wichrowski ze swoim obrazem wstrzelił się w idealnym momencie - podczas gdy w polskim kinie dobrych filmów jest jak na lekarstwo, jego propozycja w jakiś sposób wyróżnia się z tłumu. Niestety, stojąc w rozkroku między żywą lekcją dorosłości i odpowiedzialności a ociekającym symboliką mezaliansem zaserwował coś, co szybko się ogląda, nawet przyjemnie, ale o czym równie szybko się zapomina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz