czwartek, 3 września 2015

Sąsiady (2014)


Tytuł: Sąsiady

Gatunek: Obyczajowy
Reżyseria: Grzegorz Królikiewicz
Premiera: 20 marca 2015 (Polska), 19 września 2014 (świat)
Ocena: 6/6

Gdyby zapytać przeciętnego Kowalskiego, jakich polskich reżyserów zna, bez zastanowienia odpowiedziałby, że Wajdę, po chwili dodałby Bareję, Machulskiego i Polańskiego, potem dorzuciłby może Hoffmana i Zanussiego. Tymczasem do panteonu rodzimych twórców należałoby zaliczyć dodatkowo takie osoby, jak Magdalenę Piekorz ("Pręgi", "Senność"), Konrada Niewolskiego ("Symetria", "Palimpsest") i kompletnie nieznanego szerszemu gronu Grzegorza Królikiewicza. Twórca "Na wylot" i "Przypadku Pekosińskiego" powraca po latach z kolejnym filmem. Awangardowe "Sąsiady" to zwykły przerost formy nad treścią, czy też Królikiewicz zaserwował widzom kolejny wielki film?


"Sąsiady" to jedenaście krótkich opowieści o mieszkańcach łódzkiej kamienicy. Jeden szuka karpia na Wielkanoc, drugi zaczyna bić żonę, by wzbudzić respekt u innych i znaleźć się na przysłowiowych językach, trzeci próbuje uzyskać szklankę cukru od sąsiadów, którzy wykupili całe zapasy ze sklepów. Jedna z mieszkanek ma tajemnicze sny i szuka odpowiedzi u sąsiadki-wróżki, druga jest ciężarną ladacznicą, którą po kolędzie odwiedza ksiądz-kulturysta, u trzeciej zaś pielęgniarka wykrywa dwa serca, co zwraca uwagę żądnego sławy i nagrody Nobla lekarza.


Najnowszy film Królikiewicza nie jest obrazem, który można od A do Z opowiedzieć, nie gubiąc żadnego szczegółu. Każda z jedenastu historii ma swoją głębię i przesłanie, swoich bohaterów i drugie dno, swoje emocje i klimat. W jednej chwili dostajemy zabawny, groteskowy obraz pełen sprzeczności, łączący znane motywy z czasów PRL-u z aktualną sytuacją, zaraz zaś obserwujemy brutalny dramat opowiedziany w przerażająco prostych słowach, jakby to była rzecz codzienna i naturalna. Całość spaja koncepcja snu na jawie, pełna teatralnego oniryzmu, co w połączeniu z klaustrofobicznymi obrazami starego blokowiska na myśl przywodzi "Palimpsest" Niewolskiego. Tutaj jednak w miejsce pełnego napięcia thrillera Królikiewicz serwuje emocje w najczystszej postaci. Istny śmiech przez łzy.


"Sąsiady" to nie tylko groteskowa opowieść utrzymana w ramach sennych marzeń, gdzie absurdalna fantazja łączy się z szarą i brudną rzeczywistością. Film Królikiewicza uderza w przysłowiową mentalność Polaka i w liczne stereotypy, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić. Poprzez groteskę wyśmiewa i jednocześnie piętnuje rodzime zachowania, ostateczną ocenę i ewentualną krytykę pozostawiając widzom. A krytykować jest co: od mechanicznych przedświątecznych zakupów (i absurdalnie niekończących się kolejek z tym związanych), poprzez sąsiedzką zawiść i chęć bycia sławnym (nieważne, co mówią, ważne, by mówili), po typowe polskie narzekanie na wszystko. Królikiewicz uderza nie tylko w zwyczaje, obyczaje, religię i społeczne zachowania. To cios w pojedynczą jednostkę, co przy parabolicznej konstrukcji pozwala widzowi poczuć się jak jeden z mieszkańców kamienicy, jednoczesny obserwator i uczestnik wydarzeń. Całość dopełniają perfekcyjne zdjęcia Krzysztofa Ptaka, a także dobitna i zapadająca w pamięci muzyka (z wokalem Marka Dyjaka).


Patrząc na obsadę, "Sąsiady" to sama śmietanka polskiego aktorstwa. Oprócz wspomnianego już Dyjaka na ekranie zobaczymy między innymi Sławomira Suleja, Ewę Błaszczyk, Krystynę Tkacz, Katarzynę Herman, Lecha Dyblika, Piotra Głowackiego, Jacka Poniedziałka i Annę Muchę. Co ciekawe, wśród takiej doborowej obsady odnajduje się nawet Mariusz Pudzianowski, dla którego postać księdza-kulturysty została chyba specjalnie stworzona.


"Sąsiady" Królikiewicza to jeden z najlepszych polskich filmów ostatniej dekady, którego żywa awangarda i trudna groteska mogą nie trafić w gusta przeciętnego Kowalskiego. Szeroko pojęty pesymizm w czasach mitów o pewnym sukcesie jest passé, zaś prześmiewcza i niesamowicie dosadna krytyka polskiej mentalności jest jak włożenie kija w mrowisko. To nie jest film dla mas i to jest jego największy plus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz