sobota, 28 czerwca 2014

Jack Ryan: Teoria chaosu (2014)


Tytuł: Jack Ryan: Teoria chaosu (Jack Ryan: Shadow Recruit)
Gatunek: Thriller/Akcja
Reżyseria: Kenneth Branagh
Premiera: 31 stycznia 2014 (Polska), 15 stycznia 2014 (świat)
Ocena: 2-/6

Po ponad dziesięciu latach na wielki ekran powraca Jack Ryan, bohater stworzony przez Toma Clancy'ego, którego mogliśmy oglądać w takich produkcjach, jak "Polowanie na Czerwony Październik" czy "Czas patriotów". "Jack Ryan: Teoria chaosu" jest piątym filmem z tym agentem. Tym razem za kamerą (i przed kamerą) Kenneth Branagh ("Thor"), a w głównej roli Chris Pine ("Star Trek"). Jak prezentuje się nowa wizja przygód Ryana?


Agent CIA Jack Ryan pracuje jako analityk finansowy. Jego zadaniem jest znajdowanie podejrzanych transakcji, dokonywanych na giełdzie. Gdy jeden z rosyjskich oligarchów, Viktor Cherevin, dokonuje operacji, które mogą zatrząść stabilnością dolara, Jack zostaje wysłany do Moskwy, by odkryć spisek. Okazuje się, że plan Viktora jest bardziej złożony, a USA staje w obliczu zagrożenia atakiem terrorystycznym.


Proza Clancy'ego dała twórcom wystarczająco dużo materiału, by stworzyć z tego dobre, sensacyjne kino akcji. Zamiast tego wykorzystano postać Jacka Ryana, by przyciągnął widzów przed ekrany, a następnie obdarto go ze wszystkiego tego, z czym mógł się kojarzyć po "Polowaniu..." czy "Czasie patriotów". Zamiast wartkiej akcji mamy mdłą fabułę z miałkimi dialogami i drewnianymi, jednowymiarowymi bohaterami. Zamiast wciągającej i skomplikowanej intrygi, Branagh prezentuje prostolinijny i do bólu przewidywalny schemat, gdzie zaskakujące zwroty akcji występują tylko w teorii. Brak jakichkolwiek pomysłów i szczątkowej kreatywności widoczne są na każdym kroku. W dodatku postać samego Ryana (tak usilnie eksploatowana, że nawet podkreślona w tytule produkcji) bije na głowę wszystkich bohaterów kina akcji z ostatnich lat razem wziętych. To, że Ryan jest praktycznie wszystkoodporny (a już przede wszystkim kuloodporny), dziwić aż tak bardzo nie powinno (w końcu takie są wymogi gatunku). Ale fakt, że były żołnierz, który po poważnym wypadku został zwerbowany przez CIA do "pracy za biurkiem" i ciężko ćwiczy, by powrócić do dawnej sprawności, w Moskwie w mgnieniu oka przeradza się w zawodowego biegacza, wojownika i mistrza sztuk walki, jest tak naciągany, że inni twórcy nieśmiertelnych bohaterów mogą Branaghowi jedynie pozazdrościć. Kiedy pojawiają się długo oczekiwane napisy końcowe, powrót do rzeczywistości przyjmujemy z otwartymi ramionami.


W tym całym chaosie i jego teoriach (notabene, gratuluję polskim tłumaczom, bo wykazali się większą innowacyjnością, niż twórcy filmu) starają odnaleźć się aktorzy. Niestety, pomimo kilku znanych nazwisk, nie udaje się wiele zdziałać z tym tonącym okrętem. Chris Pine jest najgorszym Jackiem Ryanem w historii tego bohatera. Keira Knightley nie pokazuje nic, czego nie widzielibyśmy we wcześniejszych produkcjach. Kevin Costner udowadnia, że lata świetności ma już dawno za sobą. Kenneth Branagh po raz kolejny nie może się zdecydować, czy usiąść za kamerą, czy przed - w końcu decyduje się na obie opcje, nie sprawdzając się w żadnej.
Podsumowując, dobrych - że tak zażartuję - momentów w tym filmie można ze świecą szukać. Jeżeli ktoś nastawia się na trzymające w napięciu kino z Ryanem (znane z lat 90-tych), to czeka go mocne rozczarowanie. Twórcy filmu powinni przed seansem koniecznie dodać napis: "Oglądasz na własną odpowiedzialność".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz