środa, 25 czerwca 2014

Haunt (2013)


Tytuł: Haunt
Gatunek: Horror
Reżyseria: Mac Carter
Premiera: 9 października 2013 (świat)
Ocena: 4/6

Wydawać by się mogło, że filmów o nawiedzonych domach było już tak wiele, że każdy kolejny nie wnosi nic nowego, a jedynie powiela schematy. Jednakże, zdarza się (dość rzadko) trafić na tytuł, który potrafi dodać lekki podmuch świeżości. Czy "Haunt" Cartera możemy do takowych obrazów zaliczyć?


Rodzina Asherów wprowadza się do opuszczonego domu, który niegdyś należał do państwa Morellów. Evan Asher podczas jednego z nocnych spacerów poznaje Sam, tajemniczą dziewczynę, która opowiada mu o klątwie Morellów. Dwójka nastolatków szybko się zaprzyjaźnia. Pewnej nocy w skrytce na strychu znajdują dziwne urządzenie, za pomocą którego udaje im się skomunikować z duchami. Po tym wydarzeniu w domu zaczynają dziać się niewyjaśnione rzeczy.


Większość filmu jest do bólu klasyczna - żądny zemsty duch, nawiedzony dom, tajemnica zamordowanej rodziny i nastolatkowie, którzy przez własną nieodpowiedzialność budzą złe moce. Twórcom udaje się złamać schemat dopiero przy końcu, kiedy ukazują niespodziewane rozwiązanie zagadki. Dość niewiele, by zachęcało do obejrzenia tego filmu, jednakże reżyserowi nie można odmówić jednego - posiada niezwykły dar do budowania napięcia i tworzenia odpowiedniego klimatu. Pomimo powielonych motywów, Carter potrafi zawładnąć nerwami widza i wzbudza pewnego rodzaju ciekawość. Prowadząc swą historię płynnie i dość wartko, nie traci czasu na wyjaśnienia - wszelkie niedomówienia, łączenie faktów i dotarcie do sedna sprawy reżyser pozostawia widzowi (czasem aż za bardzo, przez co mogą pojawić się niejasności i brak jednoznacznych konstruktywnych wyjaśnień danych motywów). Ogólnie całokształt potrafi przyszpilić do fotela i nieraz wystraszyć - i to bez użycia wyszukanych zabiegów, czy kosztownych efektów specjalnych. Choć nie należy do przodowników gatunku, w pewien sposób wyróżnia się z morza jednakowych obrazów, przy których łatwiej usnąć, aniżeli odczuć dreszcz grozy.


Aktorsko jakiegoś wyjątkowo wysokiego poziomu nie ma, ale nie można od razu mówić o tragedii. Same role nie były aż tak złożone, by wymagały jakichś unikalnych umiejętności aktorskich. Harrison Gilbertson całkiem dobrze wypada jako nastoletni Evan, zaś Liana Liberato nieźle go uzupełnia jako jego filmowa partnerka Sam. Zaskakiwać może epizodyczna, wręcz znikoma rola Jacki Weaver, która nieraz już pokazała, że potrafi odpowiednio poprowadzić odgrywane postaci. W filmie Cartera możemy doszukać się nawet polskiego akcentu w osobie Kasi Kowalczyk. Niestety, w "Haunt" nie dość, że nie zajmuje dużego czasu antenowego, to jeszcze ciężko ją poznać, gdyż wciela się w mocno ucharakteryzowaną postać złego ducha.
Podsumowując, "Haunt" Cartera, pomimo swej schematyczności, ma w sobie coś, co intryguje i przyciąga. Dla klimatu i napięcia film można obejrzeć, ale raczej nie będzie to tytuł, który jakoś wyjątkowo się wybije i na dłużej pozostanie w pamięci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz