wtorek, 27 maja 2014

Jamesy Boy (2014)

 

Tytuł: Jamesy Boy
Gatunek: Biograficzny/Dramat/Kryminał
Reżyseria: Trevor White
Premiera: 3 stycznia 2014 (świat)
Ocena: 2/6

Amerykanie są prawdziwymi przodownikami, jeżeli chodzi o filmy oparte na faktach. Wymuszona gloryfikacja bohaterów ("Ocalony"), ponadnaturalny dreszczowiec ("Obecność"), czy też ociekająca idiotyzmem absurdalna komedia ("Sztanga i Cash") - to i wiele więcej można znaleźć w produkcjach zza oceanu pod szyldem "Prawdziwe historie". Swoje trzy grosze postanowił dorzucić Trevor White, reżyserując historię tytułowego Jamesy'ego Boya. Czy kolejny film więzienny, nawet jeśli jest oparty na faktach, był rzeczywiście potrzebny?


James jest książkowym przykładem trudnej młodzieży. Nastolatek, który od 6-ego roku życia ląduje regularnie w poprawczakach, nie ma ochoty się zmieniać. Odrzucony w kolejnej szkole ucieka z domu i dzięki Crystal przyłącza się do gangu Roc'a. Po nieudanej akcji James trafia do więzienia, gdzie naprostować i naprowadzić go na odpowiednie tory może tylko jedna osoba - skazany na dożywocie seryjny morderca Conrad.


Trevor White miał przed sobą ciężkie zadanie. Jeżeli pada hasło "trudnej młodzieży", przed oczyma praktycznie od razu staje obraz Johna Smitha "Młodzi gniewni" (notabene, też oparty na faktach!). Jeżeli poszukujemy surowych ośrodków wychowawczych, trafiamy na "Wyspę skazańców" Holsta lub do "Poprawczaka" Chapirona. Nic więc dziwnego, że twórcy musieli zrobić coś, by na dłużej zagrzać miejsce w dość wyeksploatowanej tematyce. Pomysł, by prowadzić jednocześnie dwie historie - z przeszłości i teraźniejszości - można uznać za dość ciekawą odmianę. Taki sposób narracji powoduje, że na koniec dostajemy coś w rodzaju podwójnego finału, podsumowującego wewnętrzną przemianę głównego bohatera. Co do samego Jamesa, nie można go zakwalifikować do prostych postaci jednowymiarowych. Z jednej strony to bezlitosny bandyta, z drugiej - wrażliwy poeta. Trudne życie i liczne błędy, które popełnił, wykształciły w nim niezniszczalny kręgosłup moralny, którym niezachwianie się kieruje (nawet jeśli oznacza to brnięcie wpław pod nurt). Choć sama postawa godna jest pochwały, to niestety, w "Jamesy Boy'u" stanowi wyłącznie kalkę poprzedników. W niemalże identycznych rolach o niebo lepiej wypadają Benjamin Helstad ("Wyspa skazańców") lub Adam Butcher ("Poprawczak"). W historii, która mogła być intrygująca i wciągająca od samego początku, twórcy dokonali zbyt wielu zapożyczeń, co powoduje, że przez większość seansu zadajemy sobie pytanie "Gdzie to już widzieliśmy?". Całość została mocno ugrzeczniona, pozbawiona głębszych przesłań, dramatyzmu i większych emocji, przez co "Jamesy Boy" bliżej ma do błahych filmów instruktażowych dla zajęć wychowawczych w szkołach niż do porządnych i mocnych obrazów, które naprawdę mają uczyć i być przestrogą.


Aktorsko też jest bardzo słabo. Spencer Lofranco jako wymuskany piękniś, któremu nigdy nie psuje się fryzura, pasuje do kryminalisty jak ksiądz do burdelu. Ving Rhames lata świetności ma już dawno za sobą i jego rola ogranicza się do kilku pojawień się na ekranie. Rosa Salazar i Taissa Farmiga, choć do debiutantek nie należą, nie potrafią przekonywująco wykreować swoich postaci i w efekcie bardziej przypominają upierdliwe istoty, plątające się niepotrzebnie między nogami, aniżeli osoby, które miały spory wpływ na życie głównego bohatera. Największą porażką okazał się James Woods, który poza znanym nazwiskiem, kojarzonym z kilkoma dobrymi produkcjami, nie wniósł do tego filmu praktycznie nic.
Podsumowując, jeżeli ktoś nie ma pomysłu na film, niech poczyta gazety, obejrzy wiadomości lub przejrzy biografie, a scenariusz sam się znajdzie. Jeżeli jest problem z jego realizacją, wystarczy wziąć kilka ostatnich filmów o podobnej tematyce, zrobić kopiuj-wklej i dodać coś od siebie (tylko coś odpowiednio małego, by - broń Boże! - nie zachwiać całej pewnej konstrukcji). Z takiej instrukcji korzystał chyba Trevor White przy ekranizacji historii Jamesa. Niestety, tym oto sposobem zamiast znaleźć się w gronie dobrych filmów, wpadł do ogromnego worka z nic nie wnoszącymi kserówkami. Chciał pan dobrze, panie White, ale wyszło, jak wyszło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz