sobota, 26 kwietnia 2014

RoboCop (2014)


Tytuł: RoboCop
Gatunek: Akcja/Sci-Fi
Reżyseria: José Padilha
Premiera: 7 lutego 2014 (Polska), 30 stycznia 2014 (świat)
Ocena: 2-/6

W 1987 roku Paul Verhoeven zaprezentował swojego "RoboCopa". Film zgarnął liczne nagrody (w tym Saturna za najlepszy film sci-fi), zdobył uznanie widzów i doczekał się dwóch kontynuacji. Nie dziwi więc, że w czasach mody na remaki znalazł się ktoś, kto postanowił historię RoboCopa odświeżyć. José Padilha chciał zmierzyć się z gigantem - jak wypadł w tym pojedynku?


Alex Murphy to kochający mąż i ojciec oraz wzorowy policjant, który nie boi się ryzyka, by zwalczyć falę przestępstw w Detroit. W tym samym czasie potężna korporacja OmniCorp, zajmująca się produkcją robotów dla armii amerykańskiej, stara się wejść na rodzimy rynek i pomóc policji. Spotyka się jednak ze sprzeciwem społeczeństwa. By zyskać głosy poparcia, opracowuje nowy model robota, który łączy ciało człowieka z maszyną. Okazja jego stworzenia nadarza się, gdy Alex cudem przeżywa zamach. Jedynym ratunkiem dla mężczyzny jest połączenie resztek jego ciała z maszyną. Alex zostaje przywrócony do życia jako policjant-cyborg - RoboCop.


Scenarzysta Zetumer miał gotowy szablon, idealny pierwowzór, który Padilha musiał jedynie odświeżyć i odziać w nowe efekty specjalne. Zamiast tego obaj panowie postanowili wykrzesać ze znanego tytułu coś nowego i swojego. Nie można ich za to winić, w końcu w tej branży liczy się również kreatywność. Niestety, to, co Zetumer i Padilha zrobili z RoboCopem, woła o pomstę do nieba. Ten film aż się prosił o spektakularne sceny walk i zapierającą dech w piersiach akcję - twórcy poskąpili jednak obu tych rzeczy. Po zanurzeniu się w niewielką warstwę efektów i wizualnych smaczków, czeka nas bolesne zderzenie z płycizną, którą zaserwowali Padilha i Zetumer. Scenariusz wydaje się być zlepiony z kilku filmów, zaś zarys postaci, głębsze przemyślenia i rozterki głównego bohatera występują tu tylko w teorii. Sam RoboCop, jak w końcu pojawia się na ekranie, nie wywołuje zupełnie żadnych emocji - jest mdły i miałki. Całą fabułę zdobywają dla siebie postaci drugoplanowe - wewnętrzną przemianę prezentuje nam dr Norton, emocje i niezłomną wolę zagarnęła Clara Murphy, zaś kwestie humoru i parodii uzupełniają marketingowiec Tom Pope i karykaturalny prezenter telewizyjny Pat Novak. Po seansie pozostaje pewien niedosyt i poczucie zmarnowanych dwóch godzin życia.


Produkcji nie pomagają ani znani i doświadczeni aktorzy (jak Michael Keaton, który - szczerze mówiąc - nie wiem, co robi w tym filmie, bo grą tego nazwać nie można), ani tym bardziej aktorzy kompletnie nieznani (jak Joel Kinnaman, który swoją osobą i drewnianą grą kompletnie niszczy wizję RoboCopa). Gary Oldman stara się ratować, co się da, ale w pojedynkę niewiele może zrobić. Jay Baruchel grę filmowego fajtłapy ma niemalże we krwi, więc epizodyczna rola Toma nie stanowiła dla niego wielkiego wyzwania. Dobrego smaku obrazowi dodaje Samuel L. Jackson - przerywniki z nim w roli Novaka są jednymi z nielicznych dobrych momentów filmu.
Podsumowując, José Padilha poprzez swojego "RoboCopa" udowadnia, że do remake'ów należy podchodzić z ogromną rezerwą i nie należy od nich wiele wymagać (a najlepiej nie wymagać niczego). Wszystkim tym, którzy chcieliby jednak poświęcić trochę czasu na "RoboCopa", radzę wybrać wersję sprzed 27 lat, zaś film Padilha omijać szerokim łukiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz