niedziela, 26 kwietnia 2015
Chłopak z sąsiedztwa (2015)
Tytuł: Chłopak z sąsiedztwa (The Boy Next Door)
Gatunek: Thriller
Reżyseria: Rob Cohen
Premiera: 17 kwietnia 2015 (Polska), 21 stycznia 2015 (świat)
Ocena: 2/6
Gdyby przyjrzeć się historii kina, to można dojść do wniosku, że jeżeli jakiś temat okazał się wystarczająco ciekawy, by przyciągnąć tłumy przed ekrany kin, to niewątpliwie znajdą się kolejni twórcy, którzy ów temat powielą. I to w ilości nierzadko przekraczającej granice dobrego smaku. W 1994 roku Barry Levinson, autor genialnego "Rain Mana", zaprezentował jeden z ciekawszych filmów w swojej karierze - "W sieci" z niezapomnianą kreacją Demi Moore i niezastąpionym Michaelem Douglasem. Przez ponad dwadzieścia lat kino doczekało kilkunastu kolejnych wersji tego fabularnego szkieletu, w tym obsypanej nagrodami "American Beauty" Mendesa i niezbyt udanej "Obsesji" Shilla z Knowles i Larter w rolach głównych. Czy przy takim wyczerpaniu materiału reżyserowi pierwszej części "Szybkich i wściekłych" udało się pokazać coś nowego?
Claire i Garrett Petersonowie żyją w separacji po tym, jak on dopuścił się zdrady w San Franscisco. Kobieta, na co dzień wychowująca syna i ucząca w pobliskiej szkole, stara poukładać sobie życie. Choć jej przyjaciółka, Vicky, wyciąga ją na podwójne randki, Claire nie może zapomnieć o mężu. Pewnego dnia poznaje przystojnego Noah, który wprowadził się do domu jej sąsiada. Chłopak szybko zdobywa sympatię Claire, jak i jej syna, Kevina. Podczas jednego z samotnych wieczorów, kobieta ulega jego wdziękom i ląduje z nim w łóżku. Następnego dnia pragnie wszystko odkręcić i zapomnieć o całym zdarzeniu. Okazuje się jednak, że Noah skrywa mroczny sekret i nie spocznie, póki nie zdobędzie serca Claire.
Gdyby Cohen pokazał swój film kilkanaście lat temu, kiedy kino nie było jeszcze przesycone podobnymi produkcjami, to może udałoby się mu wywołać lepsze emocje. Tymczasem, "Chłopak z sąsiedztwa" nie ma wiele do zaoferowania. Fabuła prawie niczym nie różni się od dobrze znanych poprzedników, motyw przewodni wydaje się być mocno naciągany, a nieliczne zwroty akcji nie potrafią zaskoczyć. Największym grzechem scenariusza jest to, że został napisany z iście chirurgiczną precyzją, przez co widz co do sekundy potrafi przewidzieć kolejne wydarzenia. Na szczęście, historia pozbawiona jest przydługich wstępów, dzięki czemu zostajemy od razu wrzuceni w wir głównej akcji. Niestety, zamiast szarpać nerwami, Cohen testuje naszą cierpliwość i siłę woli - a zarówno pierwsze, jak i drugie, będzie potrzebne w nadmiarze, by nie usnąć podczas seansu.
Jednakże, gdy już uznamy wtórność i kopiowanie do maksimum za największe błędy "Chłopaka z sąsiedztwa", to okaże się, że reżyser na koniec przygotował kolejną niespodziankę (w negatywnym tego słowa znaczeniu). Nie dość, że już zdążył wyeksponować spory arsenał błędów, to finałowa scena zrównuje wątpliwej jakości dzieło Cohena z niskobudżetowymi produkcjami klasy B. W jednej chwili obraz zmienia się z wtórnego thrillera w kiczowate kino gore, którego brutalność została okraszona tanimi efektami rodem z "Bobrów zombie". Jeżeli czymkolwiek Cohen mógł sobie jeszcze bardziej zaszkodzić, to właśnie takim zakończeniem.
Nie będę ukrywał, że wątpliwej jakości obraz miał przyciągnąć do kin głównie ze względu na obsadę. Panowie nie oprą się chęci ujrzenia po raz kolejny wdzięków Jennifer Lopez na dużym ekranie, zaś na panie czeka znany z serii "Step Up" Ryan Guzman. Cohen, w przedśmiertnym podrygu chcąc zdobyć resztki sympatii widza, znajduje irracjonalną ilość powodów, dla których może (dosłownie!) rozebrać Lopez lub Guzmana. Niestety, poza tym dwójka głównych aktorów nie prezentuje nic. Dla Lopez rola w "Chłopaku z sąsiedztwa" jest jedną z najgorszych w jej karierze, zaś Guzman jako brutalny socjopata bardziej przypomina rozjuszonego goryla, aniżeli mrocznego antagonistę. Kristin Chenoweth wygląda jak żywa antyreklama operacji plastycznych i solariów, John Corbett i Ian Nelson w filmie po prostu są, a udział Lexi Atkins potwierdza tylko nieprzypadkowość pokrewieństwa "Chłopaka z sąsiedztwa" z "Bobrami zombie".
Podsumowując, Cohenowi thriller o kobiecie, osaczonej przez chorobliwie zadurzonego w niej chłopaka, kompletnie nie wyszedł. Napięcia tu tyle, co kot napłakał, emocje rosną odwrotnie proporcjonalnie do długości sukienek Lopez, a przewidywalność opowiadanej historii osiąga taki poziom, że śmiało można sobie film streścić przed jego obejrzeniem. Miało być ciekawie, a wyszła, krótko mówiąc, tandeta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz