niedziela, 20 lipca 2014

Step Up: All In (2014)


Tytuł: Step Up: All In
Gatunek: Melodramat/Muzyczny
Reżyseria: Trish Sie
Premiera: 18 lipca 2014 (Polska), 10 lipca 2014 (świat)
Ocena: 2/6

Choć taniec miał swoje "pięć minut" kilka lat temu (kiedy to każdy chciał wyprodukować jakiś taneczny hit, telewizje prześcigały się w wymyślaniu coraz nowszych show, a ilość szkół i kursów rosła, jak grzyby po deszczu), to jednak twórcy muzycznej serii "Step Up" nadal chcą ugrać swoje na znanym, kasowym tytule. Wydawać by się mogło, że cztery części wystarczająco wyczerpały temat "tańca ponad podziałami". Pozostaje więc tylko podnieść poprzeczkę i zaserwować widowisko, które zaćmi poprzedników. Czy debiutująca za kamerą Trish Sie i scenarzysta John Swetnam podołali zadaniu?


Akcja filmu dzieje się pół roku po wydarzeniach z "czwórki". Po wygaśnięciu kontraktu reklamowego, słynna Ekipa ma problem ze znalezieniem angażu w LA. Po kolejnym nieudanym castingu postanawiają wracać do domu. Sean nie chce o tym słyszeć i zostaje w mieście. Dzięki pomocy Moose'a udaje mu się zdobyć dorywczą pracę. Widząc zapowiedź wielkiego turnieju tanecznego - The Vortex - postanawia zmontować wraz z Moosem nową ekipę. Ich umiejętności zostają zauważone, dzięki czemu dostają się do turnieju. Okazuje się, że aby zdobyć główną nagrodę, Sean będzie musiał pokonać starych przyjaciół z Ekipy.


Tym razem z ulicznych walk tanecznych przenieśliśmy się do luksusowego hotelu w Las Vegas. Reszta, jeśli chodzi o fabułę, niewiele się zmienia. Znowu on, znowu samotny, znowu ona, znowu samotna, w tle starzy znajomi i konkurs do wygrania, od którego zależy wszystko. Znowu ktoś zły próbuje rozwiać nadzieje bohaterów na zwycięstwo, znowu mamy sceny na dachu (tak słynne, że aż wykorzystywane w innych tanecznych filmach spoza serii "Step Up"), no i znowu Moose, który znajdzie rozwiązanie na wyjście z każdej opresji. Można powiedzieć, że twórcy tanecznej serii są tak zakorzenieni w dobrze sprzedającej się historii, że aż boją się wprowadzić cokolwiek na tyle kreatywnego, że mogłoby wstrząsnąć fabularnym szkieletem. Gdyby komuś za mało było schematyczności, to dodam, że twórcy nie tylko powielają wcześniejsze części, ale inspirują się również innymi produkcjami (a niektóre układy i część tancerzy kojarzyć się mogą z legendarną "Ligą Niezwykłych Tancerzy"). W dodatku to, co najbardziej powinno przykuwać uwagę - TANIEC - w rzeczywistości wnosi niewiele. Oczywiście, piąta odsłona "Step Upu" to popis umiejętności tancerzy, jednakże ich starania nie podnoszą poprzeczki wyżej (jak to było w przypadku poprzednich części). Wręcz przeciwnie, ich choreografia bardziej przypomina zmęczenie materiałem, aniżeli pokaz talentów. Na dobre show musimy czekać aż do samego końca, a i tak "piątka" jest daleko w tyle za słynnym finałem w deszczu z "dwójki". W dodatku twórcy porwali się na technologię 3D, która w tym przypadku co najwyżej rozczarowuje (przy tylu możliwościach wizualnych ograniczono się jedynie do kilku wylatujących z ekranu elementów). Gwoździem do trumny są dodatkowe sceny "zza kulis" przy napisach końcowych, które okazują się być ciekawsze, niż cała (prawie dwugodzinna!) produkcja.


Obsada kolejny raz udowadnia, że bliżej im do tancerzy, niż zawodowych aktorów. Główni bohaterowie są grani tak beznamiętnie (a chemia między nimi przypomina tę wykładaną w Biedronce), że na ekranie wygrywają postaci drugoplanowe. Tam, gdzie rady nie daje Ryan Guzman (czyli praktycznie wszędzie), przy sterach stają Misha Gabriel Hamilton i niezastąpiony Adam G. Sevani. Nienaturalnie sztywna Briana Evigan odchodzi w cień, a w jej miejsce wchodzą Mari Koda (w przezabawnej roli Jenny Kido) oraz - o dziwo! - Iza Miko, której kreacja Alexy, niezaprzeczalnie inspirowana ekscentryczną Effie Trinket z "Igrzysk śmierci", jako (chyba) jedyna po seansie zapada w pamięci na dłużej.
Podsumowując, "All In" w tytule może sugerować, że w piątej odsłonie zobaczymy wszystko. Tak naprawdę zobaczymy wszystko to, co już mieliśmy okazję oglądać w poprzednich częściach. A przez ten natłok "inspiracji" zabrakło już, niestety, miejsca na innowacje i efekty 3D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz