poniedziałek, 24 listopada 2014

Diabelska plansza Ouija (2014)


Tytuł: Diabelska plansza Ouija (Ouija)
Gatunek: Horror
Reżyseria: Stiles White
Premiera: 24 października 2014 (Polska), 23 października 2014 (świat)
Ocena: 3-/6

Rok 2014 wielkimi krokami zbliża się ku końcowi, a dobrych horrorów jest jak na lekarstwo. 2013 przyniósł "Oculus", "Obecność" i "Mamę", stawiając tym samym poprzeczkę tak wysoko, że tegoroczni twórcy nie mogą się nawet do niej zbliżyć. "Babadook", "Uśpieni", czy "Diabelskie nasienie" to jedne z wielu tytułów, które w mniejszym lub większym stopniu nie wyszły. Najnowszy film Stilesa White'a (scenarzysty "Kroniki opętania") na pierwszy rzut oka miał szansę przełamać złą passę kina grozy. Czy z niej skorzystał?


Laine i Debbie to przyjaciółki od dziecka. Jedną z ich zabaw była gra w planszę Ouija, dzięki której - jeśli wierzyć przesądom - można komunikować się z duchami zmarłych. Po latach Debbie ginie w tajemniczych okolicznościach. Choć wszystkie znaki wskazują na samobójstwo, Laine nie może się z tym pogodzić. W pokoju zmarłej przyjaciółki odnajduje planszę Ouija. Nakłania znajomych, by za jej pomocą skomunikować się z Debbie. Niewinna z pozoru gra zamienia się w koszmar, gdy udaje im się uzyskać połączenie z mściwym duchem.


Sam pomysł, by planszę Ouija, która wielokrotnie przewijała się we wcześniejszych horrorach, umieścić w centrum fabuły, był naprawdę interesujący. Choć grupa nastolatków-niedowiarków, stary, skrzypiący dom i groźna zjawa to motywy oklepane, to przy pomocy diabelskiej (chwała wenie polskich tłumaczy!) planszy mogły one zyskać "nowe życie". I rzeczywiście, podczas scen gry White'owi udaje się zbudować gęsty, mroczny klimat, gdzie nawet cichy szmer potrafi przyprawić o szybsze bicie serca. Podczas gdy Laine i jej przyjaciele starają się skomunikować z duchem Debbie, napięcie sukcesywnie rośnie, lecz - niestety - reżyser zbyt szybko je rozładowuje. Nie dość, że rozładowuje, to jeszcze na pojawienie się wcześniej wspomnianych scen widz musi sporo poczekać, zaznajamiając się z wątkami, które można było nie tylko skrócić, ale i wyrzucić (bo z horrorem i grozą nie mają za wiele wspólnego). Gdy w końcu udaje się poczuć trochę klimatu, White rozpoczyna nadnaturalną walkę z mściwym duchem, która przypomina schemat scenariusza "Pamiętników wampirów" (bohaterowie znajdują sposób na pokonanie wroga, wykorzystują go, po czym okazuje się, że zawiódł, szukają więc innej metody - i tak w kółko, aż do finału). Sama zjawa, będąca skrzyżowaniem parodii Samary z "The Ring" z opętaną Mią z zeszłorocznego remake'u "Martwego zła", w pewnym momencie zaczyna bardziej bawić, niż straszyć, co tylko pogarsza całą filmową sytuację. Można by pominąć przewidywalność fabuły, gdyby nie fakt, że reżyser swoją nieoryginalność stara się podkreślić tyle razy, ile tylko się da. Parę przyprawiających o gęsią skórkę scen nie wynosi tego filmu wiele wyżej ponad przeciętną średnią.


O ile liczne błędy można jeszcze wytłumaczyć niewielkim doświadczeniem reżysera (dla którego "Ouija" to debiut za kamerą), tak na to, co zaprezentowała obsada, nie znajdzie się żadnego wyjaśnienia. Beznamiętna Olivia Cooke, choć tym razem nieco żwawsza niż w "Uśpionych" i "The Signal", nadal nie jest przekonująca w tym, co robi. Sztuczny strach miesza się z wymuszoną odwagą, a kamienna twarz niezależnie od otaczających zdarzeń ma grymas dramatu i rozpaczy. Podobnie Ana Coto, której bohaterka wyróżnia się wyłącznie gotyckim stylem i niespotykanymi brwiami, ma niewiele więcej do pokazania. Daren Kagasoff, Douglas Smith i Bianca Santos są tylko po to, by reżyser miał kogo zabijać na ekranie. Największym jednak zawodem była Lin Shaye, która dotychczas tworzyła wyjątkowe kreacje. Tym razem, jako Paulina Zender, która spędziła większość swojego życia w zakładzie psychiatrycznym, kompletnie się pogubiła. Jej postać jest równie nierealna i nieudolna, co duch Doris.
Podsumowując, kilka dobrych scen pokazało potencjał White'a (nawet jeśli opierał się na utartych schematach, potrafił tchnąć w nie delikatny powiew świeżości), lecz nie uratowało to całego projektu. Przez większość czasu na widzów czeka albo ckliwy dramat pełen lukrowanej sztuczności, albo kiczowata walka ze zjawą, której nie powstydziliby się twórcy serii "Strasznych filmów". Trzeba szukać dalej i, choć trochę jeszcze tytułów zostało, to czas się kończy, a zeszłoroczne "Oculus" i "Obecność" niezagrożone trzymają się twardo na podium.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz