środa, 8 października 2014
Babadook (2014)
Tytuł: Babadook (The Babadook)
Gatunek: Horror
Reżyseria: Jennifer Kent
Premiera: 30 maja 2014 (Polska), 17 stycznia 2014 (świat)
Ocena: 2+/6
W ostatnim czasie dobrych horrorów jest jak na lekarstwo. A znalezienie filmu grozy, który bardziej działa na wyobraźnię widza, aniżeli na jego wzrok bądź wytrzymałość, graniczy z cudem. Jennifer Kent postanowiła zmierzyć się z klasyką i zagłębić się w strach przed samym strachem. Czy jej propozycja, "Babadook", ratuje tegoroczne kino grozy?
Po śmierci męża Amelia samotnie wychowuje syna Samuela. Pewnego wieczoru pozwala mu wybrać bajkę do czytania przed snem. Samuel sięga po tajemniczą księgę pod tytułem "Babadook". Okazuje się, że przeczytanie tej historii wyzwala mrocznego stwora, który nawiedza Amelię i jej syna. Kobieta będzie musiała stoczyć walkę zarówno z potworem, jak i z samą sobą, by uratować swoje dziecko.
Muszę przyznać, że Jennifer Kent ma prawdziwy dar, zarówno jako reżyserka, jak i autorka scenariusza. Dawno nie udało mi się spotkać z obrazem, który z taką perfekcją łączyłby w sobie trzy skrajnie różne gatunki. Wpierw pani Kent raczy widza rodzinnym dramatem. Grubą kreską rysuje losy matki, samotnie zmagającej się z nie do końca zrównoważonym synem. Prezentuje dualizm jej profilu; z jednej strony kochająca matka, bezsprzecznie broniąca swoje dziecko, z drugiej - wyrodna rodzicielka, którą własny syn doprowadza do szału i skrajnie patologicznych myśli. W tym świecie zaczyna kreować się kino grozy - potwór Babadook, będący metaforycznym ucieleśnieniem mrocznej strony człowieka. I tu pani Kent daje popis reżyserskiego kunsztu, serwując kilka naprawdę trzymających w napięciu motywów i scen. Niestety, trwają one zaledwie piętnaście minut, co jest mocno niewystarczające dla 1,5-godzinnego filmu, określonego mianem "horroru". W momencie, gdy klimat, napięcie i poczucie grozy osiągają apogeum, pani Kent ukazuje swój nagły i brutalny... upadek. Na łeb, na szyję leci w ramiona kiczu i tandety, z każdą kolejną minutą zatracając zarówno konstrukcję dobrego dramatu, jak i klasycznego horroru. A wszystko na rzecz odrealnionej historii, która zaczyna coraz bardziej śmieszyć i przypominać swoją własną parodię. Finał całej historii burzy to, co misternie udało się reżyserce stworzyć w pierwszej połowie swojego obrazu. Rozumiem, że "kobieta zmienną jest", ale trzykrotnie zmienić koncepcję filmu w dziewięćdziesiąt minut to już prawdziwe mistrzostwo. Szkoda, że w negatywnym znaczeniu tego słowa.
Choć Australia i pani Kent nie sprezentowały nam dobrego horroru, to "Babadook" jest pokazem aktorskiego talentu odtwórców głównych ról - Essie Davis i Noaha Wisemana. Oboje perfekcyjnie wcielają się w swoich bohaterów, ona - z każdą kolejną sceną chyląca się ku moralnemu upadkowi, on - wywołujący zarówno sympatię, jak i antypatię. I choć słaby scenariusz na pewno podciął im skrzydła, to trzeba przyznać (kolokwialnie), że odwalili kawał dobrej roboty.
Podsumowując, był pomysł, był klimat, były predyspozycje i potencjał. Zabrakło konsekwencji, przez co ostatecznie "Babadook" wyłącznie podkreśla niski poziom tegorocznego kina grozy. Za wiele pani Kent chciała zawrzeć w swoim obrazie, zapominając, że jeżeli coś jest od wszystkiego, to jest do niczego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz