niedziela, 9 listopada 2014

Mercy (2014)


Tytuł: Mercy
Gatunek: Horror
Reżyseria: Peter Cornwell
Premiera: 7 października 2014 (świat)
Ocena: 3+/6

Dotychczas Stephen King słynął nie tylko z wciągających powieści i opowiadań, ale również z wyjątkowego szczęścia do ich ekranizacji. Niezwykle wierne "To", niepowtarzalnie zagrane "Lśnienie" i genialnie odtworzona "Misery" to jedne z licznych tytułów, które z sukcesem udało się przenieść na duży ekran. Ostatnio, po niepotrzebnie zrealizowanym remake'u "Carrie", dobra passa Kinga została zachwiana. Czy Peter Cornwell, reżyser "Udręczonych" i serialu grozy "Hemlock Grave", przywrócił ją na dobry tor?


George jest bardzo związany ze swoją babcią, Mercy. Gdy ta dostaje udaru i wymaga stałej opieki, chłopiec pierwszy chce jechać jej pomóc. Wraz z matką i starszym bratem wprowadzają się do Mercy, by się nią opiekować. Pewnego dnia podczas porządków George znajduje w podłodze skrytkę, a w niej tajemniczą księgę. Okazuje się, że Mercy jest czarownicą i wiele lat temu oddała się we władanie złym mocom. George stara się uratować swoją babcię. Nie wie jednak, że gra toczy się nie o życie Mercy, lecz o jego własne.


Nie jest łatwo z krótkiego opowiadania stworzyć pełnometrażowy film (choć przykład Petera Jacksona, który z dwustu stron "Hobbita" wyprodukował trzy prawie trzygodzinne obrazy, pokazuje, że w kinie nie ma rzeczy niemożliwych). Twórca "Udręczonych" nie miał problemu z budową klimatu. Stary dom na odludziu, dziwnie zachowująca się starsza pani i młody chłopiec, który widzi duchy - mamy wszystko, co potrzebujemy do przyprawiającego o gęsią skórkę horroru. Niestety, Cornwell nazbyt rozwałkował całą historię. Choć film ma dobry start, to na "coś więcej" widz musi poczekać niemalże do samego końca. Pomiędzy początkiem a finałem reżyser niemiłosiernie przedłużał, przedstawiając swoich bohaterów, łączące ich relacje, wujków, ciotki i sąsiadów, a także powoli odkrywając rodzinną tajemnicę. Taki zabieg uraczymy w niejednym horrorze, jednakże w większości przypadków twórcy przeplatają wątki z chwilami grozy, gdzie nagle gaśnie światło, coś gdzieś skrzypi lub pojawiają się niewyjaśnione cienie i dźwięki. Cornwell absolutnie z tego zrezygnował i na parę strasznych momentów każe długo czekać, przez co można zapomnieć, że w końcu ogląda się horror, a nie pewnego rodzaju mroczne fantasy. Niestety, po tych kilku dobrych chwilach następuje finał, który wyszedł reżyserowi iście zabawnie i przez to rozładowuje całe, cudem wykreowane napięcie. Niestety, ale proza w tym przypadku znowu góruje nad ekranizacją, a dobra passa Kinga nie wróciła na odpowiednie tory.


Trzeba jednak zaznaczyć, że dużym plusem "Mercy" jest jej obsada. Shirley Knight świetnie spisuje się jako tytułowa bohaterka, nie mając problemu z przyjmowaniem kilku skrajnych postaw w jednym filmie. Równie wiarygodnie i dobrze przed kamerą spisuje się Chandler Riggs. Gwiazdor "The Walking Dead" miał na swoich barkach ciężar udźwignięcia całej produkcji i naprawdę podołał zadaniu. Grając pierwsze skrzypce pokazał, że to nie babcia jego bohatera jest główną postacią "Mercy", lecz on sam i jego przemiana z nieśmiałego, bitego przez kolegów chłopca w rezolutnego, odważnego i walczącego o swoje nastolatka.
Podsumowując, jako horror film Cornwella nie spełnia oczekiwań, jednakże jako lekki obraz do obejrzenia w wolny wieczór sprawdza się całkiem dobrze. Historia potrafi wciągnąć, a klimat przypomina gdzieniegdzie starą, dobrą szkołę. Choć "Mercy" do poprzednich ekranizacji Kinga daleko, to "nie taki diabeł straszny, jak go malują".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz