środa, 30 lipca 2014

Noc oczyszczenia: Anarchia (2014)


Tytuł: Noc oczyszczenia: Anarchia (The Purge: Anarchy)
Gatunek: Horror
Reżyseria: James DeMonaco
Premiera: 18 lipca 2014 (Polska), 18 czerwca 2014 (świat)
Ocena: 1/6

Znowu DeMonaco, znowu Nowi Ojcowie Założyciele Ameryki i znowu najkrwawsza noc w roku. Tym razem jednak większy budżet i mniej znana obsada. Czy jest coś, czym tym razem może nas zaskoczyć ten amerykański reżyser?


Eva Sanchez po nieudanej rozmowie z szefową wraca do domu, do córki Tanyi i ojca Rico. Shane i Liz w przeddzień separacji wracają do siebie samochodem. W swoim mieszkaniu pewien sierżant szykuje się do zemsty na mordercy syna. Dzieli ich wszystko. Połączy - przypadek. I Noc Oczyszczenia, podczas której policja, szpitale i służby porządkowe nie działają, a każda zbrodnia jest legalna.


Sama fabuła w niewielkim stopniu różni się od "jedynki": przez niespodziewany splot wypadków grupa osób będzie musiała walczyć o przetrwanie. Większej głębi w krwawym systemie, czy też przestrogi lub przesłania nie ma co szukać, bo nie o to chodzi reżyserowi. "Noc oczyszczenia: Anarchia" to horror, więc powinien straszyć. Nie straszy - nudzi. Więc może jakieś ciekawe smaczki kina gore, uzyskane dzięki powiększonemu budżetowi? Też nie - krwi tu tyle, co przysłowiowy kot napłakał. No to może wartka akcja i jej niespodziewane zwroty? Nie, bohaterowie kierują się z punktu A do punktu B, koniec (i nawet perypetie po drodze nie są w stanie zaburzyć tej żelaznej konsekwencji). Niestety, nowy obraz DeMonaco wydaje się być zrobiony wyłącznie po to, by był. Przewidywalność fabuły, granie schematami i brak jakiegokolwiek pomysłu - to główne cechy "Anarchii" (notabene, skąd wzięła się idea tytułu, bo sam film ma tyle wspólnego z anarchią, co ryba z rowerem?). W efekcie całokształt wypada bardzo blado i jedyną rzeczą, która naprawdę cieszy, są napisy końcowe. Jeżeli DeMonaco planuje kontynuację swojej serii, to mam nadzieję, że jednak pójdzie po rozum do głowy, zrobi coś pożytecznego dla światowego kina i przejdzie na wcześniejszą emeryturę.


Aktorsko drętwiej wypadają chyba tylko paradokumentalne seriale Polsatu. Jedynym, który stara się cokolwiek zrobić (przy czym słowo "cokolwiek" stanowi spore nadużycie), jest Frank Grillo. Prawdę mówiąc, nietrudno byłoby się wybić, jeżeli jedyną konkurencją jest Carmen Ejogo (już drzewo na polu ukazuje większe, żywsze emocje), Justina Machado (fabularny łatacz dialogowych dziur) oraz małżeństwo: Zach Gilford i Kiele Sanchez, którzy grają w filmie - o zgrozo! - małżeństwo! Gdyby Mendelejew ujrzał tę chemię, która jest między nimi na ekranie, w akcie desperacji i rozpaczy roztrzaskałby swoją tablicę pierwiastków. Rozumiem, że niektóre role mogą przerosnąć aktorów, ale żeby małżeństwo nie potrafiło zagrać małżeństwa?!
Podsumowując, 12-godzinna, w pełni legalna rzeź mogłaby posłużyć za materiał do niejednego, naprawdę krwawego i brutalnego filmu gore. Tymczasem DeMonaco katuje widza mdłą bajką dla dorosłych, po której nie pozostaje nic innego, jak napisać zbiorowy pozew o zwrócenie straconych stu minut życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz