niedziela, 16 listopada 2014
Strażnicy Galaktyki (2014)
Tytuł: Strażnicy Galaktyki (Guardians of the Galaxy)
Gatunek: Akcja/Sci-Fi
Reżyseria: James Gunn
Premiera: 1 sierpnia 2014 (Polska), 21 lipca 2014 (świat)
Ocena: 6/6
Marvel idzie za ciosem. Kolejne części X-Menów i Avengersów wytwórnia rozplanowała na następne kilka lat. Nie poprzestaje jednak tylko na tym i na duży ekran przenosi, co tylko się da (chociażby na przyszły rok zapowiedziany jest "Ant-man"). "Strażnicy Galaktyki" to trzecia, po "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" i "Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz", marvelowska produkcja 2014. Za sterami kamery James Gunn ("Świt żywych trupów", "Scooby-Doo"). Jak na tle licznej konkurencji wypadła adaptacja tego komiksu?
Będąc dzieckiem, Peter Quill został porwany z Ziemi przez statek kosmiczny. Wiele lat później, podczas jednego ze zleceń, wykrada tajemniczą kulę. Okazuje się, że artefaktem zainteresowani są jego dawni kompani, możni i ekscentryczni kolekcjonerzy, a także siejący postrach we wszechświecie Ronan. Uciekając przez łowcami nagród - Rocketem i Grootem - oraz wysłanniczką Ronana, Gamorą, wpada w ręce policji i wraz z nimi trafia do więzienia. Tam poznają potężnego Draxa i zawiązują wątpliwy sojusz - Gamora chce sprzedać kulę i podzielić się z pozostałymi sowitą nagrodą, zaś Drax pragnie zemsty na Ronanie, który zabił jego rodzinę. Dzięki sprytnemu planowi Rocketa udaje im się uciec z więzienia. Niestety, sprawy przestają układać się tak, jak powinny, a w rękach Petera i jego towarzyszy spoczywają losy całej Galaktyki.
Po niedawnym seansie "Wojowniczych żółwi ninja" byłem przekonany, że ten rok nie przyniesie filmu bardziej bogatego w akcję i niesamowite efekty specjalne. Film Gunna nie dość, że przebija jego wcześniejsze, nieudane produkcje, to serwuje widowisko, przy którym reszta filmów akcji/s-f i tegoroczne marvelowskie twory zostają daleko w tyle. "Strażnicy Galaktyki" to kino, w którym odnajdą się zarówno młodsi, jak i ci starsi widzowie. Na tych pierwszych czeka sporo akcji, graficznych upiększeń i niewymagająca fabuła, dla tych drugich - soczysty żart, ironia w każdym calu i perfekcyjna podróż w czasie do klasyków gatunku z lat 80-tych. W tym ostatnim pomaga świetnie oddająca klimat "tamtych czasów" muzyka, puszczana z walkmana głównego bohatera. Kolejne piosenki służą reżyserowi jako idealny "narrator", dosadnie komentujący mające miejsce na ekranie sytuacje. Dopracowane dialogi, cięte riposty i sytuacyjne żarty spowodują, że tylko osoba kompletnie pozbawiona poczucia humoru nie zaśmieje się choć raz podczas tego dwugodzinnego seansu. "Strażnicy Galaktyki" to rozrywka najwyższych lotów, gdzie słowo "nuda" zostało skutecznie wykreślone ze słownika.
Przewrotnym zabiegiem obsadowym było umieszczenie dwóch najsłynniejszych nazwisk produkcji - Coopera i Diesela - wyłącznie w roli głosu, podkładanego do komputerowych postaci. I, co najciekawsze, to właśnie ci bohaterowie skradają cały film. Rocket (Cooper) wypada tak genialnie, jak Osioł ze "Shreka" z głosem Stuhra. Groot, będący połączeniem humanoida z drzewem i powtarzający ciągle jedno zdanie, jest chodzącym żartem samym w sobie (zarówno jako postać, jak i metafora umiejętności aktorskich Diesela). Na drugim planie - o dziwo - znajduje się główny bohater, w którego wciela się Chris Pratt. Wypada całkiem dobrze, tylko czasami za bardzo próbuje skopiować Hana Solo Forda. Zoe Saldana przypomina niegrzeczną wersję swojej Neytiri z "Avatara", zaś Dave Bautista udowadnia, że nie jest tylko biegającą kupą mięśni i robi wszystko, by nagła przemiana jego bohatera wypadła jak najbardziej wiarygodnie.
Podsumowując, "Strażnicy Galaktyki" to wizualna perła okraszona nietuzinkowym żartem w wyjątkowej, muzycznej oprawie. Z niecierpliwością wyglądał będę kontynuacji, której niezaprzeczalnie można się spodziewać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz