wtorek, 28 października 2014
Wojownicze żółwie ninja (2014)
Tytuł: Wojownicze żółwie ninja (Teenage Mutant Ninja Turtles)
Gatunek: Komedia/Akcja/Sci-Fi
Reżyseria: Jonathan Liebesman
Premiera: 8 sierpnia 2014 (Polska), 3 sierpnia 2014 (świat)
Ocena: 5+/6
Nowe wersje starych hitów rzadko kiedy wychodzą dobrze. Tegoroczna "Godzilla" wybroniła się głównie efektami, zaś do nowych wersji "Planety małp" nawet się lepiej nie zbliżać. Tym bardziej obleciał mnie strach na widok reżysera "Gniewu tytanów" i "Inwazji: Bitwy o Los Angeles" za kamerą najnowszej wersji "Wojowniczych żółwi ninja". Czy propozycja Liebesmana może mierzyć się z kultowym pierwowzorem sprzed ponad 20 lat?
April O'Neil to poszukująca sensacji dziennikarka, która stara się rozgryźć klan Stopy, terroryzujący Nowy Jork. Jej ciekawość i nieustępliwość doprowadzają ją do grupy, stawiającej opór bezlitosnemu gangowi - Wojowniczych Żółwi Ninja. Dzięki ich mistrzowi, szczurowi Splinterowi, April poznaje prawdziwą historię o nich i - ku jej zaskoczeniu - swojej przeszłości. Niestety, nie tylko młoda dziennikarka chciała znaleźć żółwie. Przywódca klanu Stopy, Shredder, pragnie je schwytać, by wraz ze swym uczniem odzyskać z ich krwi jedyną istniejącą próbkę mutagenu, przy pomocy którego chcą ziścić swój diaboliczny plan.
"Wojownicze żółwie ninja" Liebesmana to nie tylko pękająca w szwach od efektów specjalnych produkcja, gdzie zjawiskowe sceny, porywające pościgi i emocjonujące walki potrafią wgnieść w fotel. Ten film to istny wehikuł czasu, który za sprawą magii kina cofa widza o 20 lat, do czasów dzieciństwa, kiedy z zapartym tchem oglądało się w telewizji kolejny odcinek "Wojowniczych żółwi ninja". Liebesman zadbał o najdrobniejsze detale, od indywidualnych cech każdego z tytułowych bohaterów po wyjątkowy humor, jakże odmienny i charakterystyczny dla tej serii, a jednocześnie zmodyfikowany i uaktualniony do dzisiejszych czasów. Liebesman tchnął nowe życie w komiksy Mirage Studios i wykorzystał ku temu wszelkie możliwości, na jakie pozwala współczesna technika filmowa. Oczywiście, nie obyło się bez kilku potknięć, choć przy takiej wizualnej uciesze dla oka można wybaczyć nawet łamanie wszelkich praw fizyki. Największym grzechem twórców, którego nie udało się niczym przesłonić, jest schematyczna fabuła. I to nie z powodu powielania dobrze znanej serii, ale przez wykorzystanie wątków i motywów, wielokrotnie powtarzanych w innych filmach akcji. Niektóre sceny i zwroty akcji można przewidzieć z zamkniętymi oczami. W dodatku unowocześniona wersja Shreddera, któremu bliżej do Robocopa Nożycorękiego, aniżeli arcyłotra sprzed lat, nie każdemu może przypaść do gustu. Patrząc jednak na całokształt, plusy obrazu znacząco przewyższają swoją liczbą minusy, a "Wojownicze żółwie ninja" to gratka zarówno dla miłośników serii, jak i fanatyków ociekającego efektami specjalnymi kina akcji.
Trudno oceniać pracę aktorów, na których całościowo zostały nałożone komputerowe postaci, więc w przypadku tytułowych bohaterów brawa należą się grafikom i specom od efektów, którzy wykonali kawał porządnej roboty. Co do popisu warsztatowych umiejętności, na pochwały zasługują dwie panie z obsady. Pierwsza z nich to Megan Fox, odtwórczyni roli April, która naprawdę dobrze wczuła się w swoją postać i zatarła "plastkikowe wrażenie" po "Transformersach". Drugą jest niezastąpiona Whoopi Goldberg, która z epizodycznej roli Bernadette Thompson tworzy taką kreację, że aż chce się wołać o pomstę do nieba, że autorzy scenariusza nie pokwapili się o rozszerzenie jej kwestii.
Podsumowując, wszelkie obawy, jakie były przed seansem, błyskawicznie znikły. Nowa wersja "Wojowniczych żółwi ninja" to wizualna perełka okraszona soczystym humorem, która inny odgrzewany tytuł - "Godzillę" - zostawia daleko w tyle. Film Liebesmana to obraz, do którego chętnie będę wracać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz