wtorek, 27 grudnia 2016

Ouija: Narodziny zła (2016)


Tytuł: Ouija: Narodziny zła (Ouija: Origin of Evil)

Gatunek: Horror
Reżyseria: Mike Flanagan
Premiera: 28 października 2016 (Polska), 20 października 2016 (świat)
Ocena: 2-/6

"Diabelska plansza Ouija" nie była filmem złym. Film debiutującego za kamerą Stilesa White'a był akademickim przykładem na to, jak nie powinno kręcić się horrorów. Mimo tego, obraz zarobił ponad 76mln dolarów, co przy skromnym, 5-milionowym budżecie mogło oznaczać tylko jedno: będzie sequel. Tym razem sequel okazał się być prequelem, a za kamerą postawiono reżysera z większym doświadczeniem. Czy to znaczy, że "Ouija: Narodziny zła" jest lepsza od "jedynki"?


Alice Zander uważana jest za wybitną medium, potrafiącą kontaktować się ze zmarłymi. W rzeczywistości jest pomysłową oszustką, zarabiającą na ludzkich emocjach, a do niezbyt uczciwego procederu angażuje swoje dwie córki - Doris i Linę. Pewnego dnia Alice postanawia zakupić do domu słynną planszę Ouija. Korzystając z jej legendy, ma nadzieję na zwiększenie liczby potencjalnych klientów. Nie zdaje sobie sprawy, że plansza nie jest wyłącznie niewinną zabawką. Przez niezakończony rytuał, Zanderowie wpuszczają do swojego świata mściwego ducha, który z czasem przejmuje kontrolę nad Doris. Alice będzie musiała poznać mroczną historię zjawy, by uratować swoje córki.


Trzy lata temu Mike Flanagan zaprezentował światu "Oculusa" - swój reżyserski popis, na podstawie scenariusza powstałego we współpracy z Jeffem Howardem. W efekcie powstał jeden z najlepszych (obok "Obecności" i "Mamy") horrorów roku 2013. Dlatego też, mimo słabej "jedynki", duet Flanagan-Howard skusił mnie do sięgnięcia po sequel-prequel "Narodziny zła". I patrząc po boxoffice (80mln na koncie!), nie tylko ja dałem się nabrać na "dobrze zapowiadającą się" kontynuację. Bo, niestety, na dobrych zapowiedziach się skończyło.


O ile u White'a udało się przemycić choć kilka chwil grozy, o tyle Flanagan kompletnie się pogubił w tym, co chciał sprezentować. Z jednej strony, twórcy starają się odtworzyć klimat klasyków kina grozy, cofając widza w czasie do ery "Egzorcysty" i "Omena". Gdy jednak reżyserowi udaje się swoich bohaterów w tym klimacie ulokować, zamienia horror w komediodramat z nadnaturalnymi wstawkami. Gdzieś w połowie filmu autorom scenariusza przypomina się, że "Ouija" ma być horrorem, więc na biegu dorzucają parę oklepanych i do bólu znanych jump scares, łudząc się chyba, że ktokolwiek ich jeszcze nie zna. Potem już mamy komputerową zjawę, chaotycznie opowiedzianą mroczną historię, księdza-egzorcystę (lub też po prostu księdza, lub przypadkowego człowieka zgarniętego z ulicy, który akurat miał na szyi koloratkę) oraz - jakże by inaczej - opętane dziecko, którego miny mają przyprawiać o stan przedzawałowy (w zamierzeniu twórców: ze strachu). Oczywiście, nadmiar wątków, klasycznych chwytów i ogólny problem z konsekwencją prowadzi do tego, że nowa "Ouija" wykoleiła się na równi pochyłej, zanim na dobre wjechała na duży ekran. Aż sam w to nie wierzę, ale kiepski debiut White'a okazał się być ciekawszy, niż propozycja kontynuacji Flanagana (i to jest chyba w tym wszystkim najstraszniejsze).


Aktorsko widzom zaserwowany jest taki misz-masz, jaki chyba mieli Flanagan i Howard w głowach, tworząc scenariusz do tego obrazu. Znana z sagi "Zmierzch" Elizabeth Reaser to aktorka jednej miny, co przy drewnianym Henrym Thomasie i równie drętwym Parkerze Macku i tak stawia ją w gronie najlepiej prezentujących się postaci na ekranie. Gdyby nie Annalise Basso, "Ouija" pod względem warsztatu mogłaby konkurować z "Trudnymi sprawami". Niestety, młoda aktorska, której bliżej mogliśmy się przyjrzeć w "Oculusie", nie ma jeszcze takiego doświadczenia, by udźwignąć cały film (a i sam scenariusz nie był tak skonstruowany, by mogła się o to starać).


Podsumowując, jeżeli ktoś cierpi na nadmiarowe ilości wolnego czasu i nie wie, co z nim zrobić, to i tak szkoda go tracić na "Ouija: Narodziny zła". Najgorsze w tym jest to, że zgarnął z biletów tyle, że wytwórnie mogą znowu stać się głuche na krytykę i postanowią wypuścić kolejną część. Pozostaje mieć cichą nadzieję, że tym razem rozsądek weźmie górę nad chęcią zysku (jasne...).