niedziela, 20 marca 2016
Regression (2015)
Tytuł: Regression
Gatunek: Thriller
Reżyseria: Alejandro Amenábar
Premiera: 27 sierpnia 2015 (świat)
Ocena: 4/6
Gdyby nie Alejandro Amenábar, światła dziennego nie ujrzałby jeden z najlepszych i najbardziej klimatycznych thrillerów - "The Others". Był też współtwórcą scenariusza do innego wybitnego filmu - "Vanilla Sky" (jeden z tych nielicznych obrazów, w których Tom Cruise pokazał, że grać może nie tylko jako bohater kina akcji). Z tego też powodu nie można było przejść obojętnie koło kolejnej pełnometrażowej propozycji tego reżysera. Czy inspirowany prawdziwymi wydarzeniami "Regression" można nazwać powrotem w wielkim stylu?
Gdy córka Johna Graya oskarża go o molestowanie, wszyscy są w szoku. Sam mężczyzna twierdzi, że nic nie pamięta, ale wierzy córce bezgranicznie i tym samym przyznaje się do winy. Za sprawę bierze się detektyw Bruce Kenner. Wraz z pomocą profesora Kennetha Rainesa stara się rozwiązać zagadkę rodziny Grayów. Okazuje się, że nic nie jest tak oczywiste, jak się zdawało na początku. Cała sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy trop prowadzi do członków satanistycznej sekty.
Amenábar przenosi widzów w przeszłość do czasów, gdy w Stanach lęk przed kultami satanistycznymi urastał do rangi zbiorowej paranoi. Nie stawia jednak na fajerwerki, porywającą akcję, czy mrożące krew w żyłach sceny. Amenábar to minimalista, który niewielkimi gestami pozwala widzowi zajrzeć w psychikę swoich bohaterów. Nie informuje jednak, że to podróż w jedną stronę. Kto raz się skusi, da się pochłonąć psychologicznej grze, która rozgrywa się na ekranie. Gdy atmosfera się zagęszcza, fabuła komplikuje, a lęk i paranoja przejmują kontrolę nie tylko nad głównym bohaterem, ale i widzem, to nawet otwarte przestrzenie wydają się być duszne i klaustrofobiczne. Amenábar zgrabnie przeskakuje między rzeczywistością a fantastyką, płynnie prowadząc postaci między prawdą a onirycznymi wizjami. W efekcie dość intrygująca historia zmienia się w naprawdę potrafiące zamieszać w głowie widowisko, które potrafi wciągnąć widza.
Niestety, o ile Amenábar skrupulatnie dba o rozbudowanie swojej historii krok po kroku, by bez pośpiechu odkrywać przed widzem kolejne karty, o tyle w pewnym momencie jego własny film zaczyna mu przeciekać między palcami. Zabawa prawdą i fikcją zaczyna urastać do rangi nadmiernie nadmuchanego balonu, który w każdej chwili może rozlecieć się z hukiem na kawałki. Choć reżyserowi udaje się go utrzymać w całości do końca, to traci wiele z tego, co udało mu się zbudować. Finał, który mógłby wgniatać w ziemię niczym "The Others" lub "Siedem" Finchera, jest co najwyżej poprawny. Przewidywalność i pewnego rodzaju napływowa wtórność (gdzieś to niepotrzebnie podpatrzył, panie Amenábar?) wyzuła końcowy zwrot akcji ze wszelkich emocji, pozostawiając widza ze sporym niedosytem. Zapowiadało się naprawdę dobrze, a skończyło trochę powyżej przeciętnej. "Regression" jest tak daleko do "The Others", jak Kristen Stewart do gry aktorskiej.
A jeśli już o aktorach mowa, to Amenábar zebrał tu naprawdę niemało "znanych i lubianych". Na ekranie, poza głównymi nazwiskami produkcji - Hawke'a ("Złodziej życia", "Przeznaczenie") i Watson ("Harry Potter", "Charlie"), zobaczymy m. in. rozwijającego swój warsztat Davida Dencika ("Braterstwo", "Zabójcy bażantów"), świetnego Davida Thewlisa ("Wyspa doktora Moreau", "Eliza Graves") i zdolnego Adama Butchera ("Saint Ralph", "Dog Pound"). Jednakże na szczególne uznanie zasługuje Dale Dickey ("White Bird in a Blizzard"), która wcielając się w Rose Gray (jakże dramatycznie niejednoznaczną postać!) przyćmiła role pierwszoplanowe, jak zdobywca tegorocznego Oscara Mark Rylance przysłonił Toma Hanksa w "Moście szpiegów" Spielberga.
Podsumowując, pozwolę sobie zacytować słynne słowa Leszka Millera: "Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy". Amenábar udowodnił nie raz, że jest dobrym reżyserem. A raczej był, bo z wiekiem trochę mu forma spadła. "Regression" to dobra propozycja na wieczorny seans, ale nie jest - niestety - filmem, który zostałby w pamięci na dłużej. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowy kryzys tego reżysera i on sam uraczy widzów jeszcze dziełem porównywalnym do "The Others".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz