czwartek, 11 września 2014
Braterstwo (2009)
Tytuł: Braterstwo (Broderskab)
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Nicolo Donato
Premiera: 9 września 2011 (Polska), 21 października 2009 (świat)
Ocena: 2/6
Z ideologią skinheadów mierzyło się już wielu reżyserów. Do najgłośniejszych (i zarazem najlepszych) tytułów możemy zaliczyć "Romper Stromper" Wrighta (sprzed 22 lat!) i "Fanatyka" Beana. Mocną stroną obu tych filmów byli główni bohaterowie - Russell Crowe i Ryan Gosling dali z siebie wszystko. Temat neonazistów postanowił poruszyć duński reżyser Nicolo Donato. Czy jego "Braterstwo" dorównuje dziełom Wrighta i Beana?
Lars zostaje zwolniony z wojska po plotkach krążących na temat jego homoseksualnych skłonności. Na jednej z imprez poznaje Grubasa, który zaprasza go do neonazistowskiej organizacji, tępiącej imigrantów. Lars podchodzi bardzo sceptycznie do tej całej hitlerowskiej ideologii. Jego mentorem zostaje Jimmy, jeden z pełnoprawnych członków organizacji. Niedługo po tym między mężczyznami rodzi się więź, która sprzeczna jest z ich przekonaniami. Z czasem ich relacje będzie coraz trudniej ukryć, co sprowadza na Larsa i Jimmy'ego wielkie niebezpieczeństwo.
Podobnie, jak w "Fanatyku" mieliśmy obraz młodego Żyda, który stał się antysemitą i odciął się od swojego pochodzenia, tak w "Braterstwie" Donato prezentuje geja, który jest homofobem i nie przyznaje się do swojej orientacji. Duński reżyser miał możliwość ukazania brutalnej walki neonazistowskiej ideologii z własnym "ja" jej wyznawców. Niestety, całość wydaje się być wyjątkowo... delikatna i oklepana. Homoseksualny wątek Larsa i Jimmy'ego jest schematyczny i podobne motywy można znaleźć chociażby w "Tajemnicy Brokeback Mountain". Sam reżyser nie może się zdecydować, czy chce skupić się na wątku skina-geja, czy chce wskazać wady i absurdy neonazistowskiej ideologii. W efekcie miesza trochę tego i trochę tego, w pewnym momencie z szorstkiej relacji (romansu?) bohaterów przechodzi do sztampowego melodramatu, gdzieniegdzie ociekającego lukrowanymi uczuciami, które kompletnie kłócą się z twardą, brutalną wizją skinów, wyznających zasady III Rzeszy. Wydawać się może, że Donato nie miał odwagi, by pójść o krok dalej i wykorzystać pełen potencjał swojej historii i pozostał na grzecznym, poprawnym obrazie, który, niestety, nie wnosi za wiele. Film, który mógłby miażdżyć szczerą obłudą neonazistowskiej ideologii, nawet nie zapada w pamięci. Zwrot akcji w finale, który miał być zaskakujący i powinien obrócić fabułą o 180 stopni, w rzeczywistości od połowy filmu jest do przewidzenia i sprowadza całokształt do powielanego szkieletu podobnych obrazów.
W tym wszystkim mało przekonujący okazują się również sami aktorzy. Thure Lindhardt jako Lars z jednej strony przechodzi błyskawiczną przemianę, z drugiej - nie przechodzi jej w ogóle, gubiąc się w prezentowanej postawie (a razem z nim zgubić się potrafi też widz). David Dencik wypada jeszcze słabiej, jakby wewnętrznie sprzeczna rola geja-homofoba była dla niego zbyt dużym wyzwaniem. Mortenowi Holstowi rola płaczliwego Patricka, uzależnionego od narkotyków, nie do końca wychodzi tak, jak powinna. Jedynie Nicolas Bro sprawdza się bardzo dobrze jako Grubas, wielce charyzmatyczny i równie niebezpieczny.
Podsumowując, "Braterstwo" to ciekawy pomysł w standardowej oprawie i z wielokrotnie powielanym schematem. Duńskiemu reżyserowi wiele zabrakło do swoich poprzedników, a jego film skazany jest na utonięcie w morzu przeciętności.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz