poniedziałek, 22 grudnia 2014
Annabelle (2014)
Tytuł: Annabelle
Gatunek: Horror
Reżyseria: John R. Leonetti
Premiera: 3 października 2014 (Polska), 25 września 2014 (świat)
Ocena: 2/6
Edward i Lorraine Warrenowie - małżeństwo, którego nie trzeba przedstawiać nikomu, kto choć trochę interesuje się nadprzyrodzonymi historiami lub nie przespał ostatnich 30 lat kina grozy. Choć najsłynniejsza para demonologów i egzorcystów wielokrotnie była oskarżana o kłamstwa i szarlataństwo, ich popularność utrzymała się po dziś dzień, a ich opowieści stały się scenariuszami wielu filmów (słynne "Amityville", wciągający "Udręczeni", czy zeszłoroczny hit "Obecność"). Podczas, gdy nie opadły jeszcze emocje po obrazie Wana, Leonetti błyskawicznie wypuszcza kolejną przygodę Warrenów. Czy "Annabelle", okrzyknięta jeszcze przed premierą prequelem "Obecności", dorównuje poziomem zeszłorocznej produkcji?
Mia i John to szczęśliwe małżeństwo, oczekujące swojego pierwszego dziecka. Pewnego dnia John daje żonie nieoczekiwany prezent - starodawną lalkę, która ma stanowić uzupełnienie jej kolekcji. Niedługo potem ich dom zostaje zaatakowany przez członków tajemniczej sekty. Napad kończy się śmiercią oprawców, lecz nie jest to koniec zmartwień Mii i Johna. W ich domu zaczynają dziać się niewyjaśnione dzieci, a winą za nie Mia obarcza przeklętą lalkę. Ostatecznie postanawiają się jej pozbyć i przeprowadzają się. Spokój nie trwa jednak długo - lalka w niewyjaśnionych okolicznościach wraca do właścicieli, a Mia ponownie staje się świadkiem niezwykłych wydarzeń.
Wan swoją "Obecność" w dużej mierze oparł na podstawie relacji Warrenów i naocznych świadków. "Annabelle" Leonettiego z prawdziwą historią łączą w sumie trzy rzeczy: tytuł, nawiązujący do przeklętej lalki, krótki wstęp, w którym pielęgniarka opowiada o dziwnych przypadkach, jakie się jej przytrafiły, oraz nazwisko Warrenów, które pojawia się w rozmowie ojca Pereza z Mią i Johnem. Cała reszta to inwencja twórcza reżysera i Daubermana, scenarzysty. Nic więc dziwnego, że oparta na faktach historia ma z faktami niewiele wspólnego (jak "Uśpieni" Pogue'a). Można by na to przymknąć oko, gdyby sama "Annabelle" utrzymała poziom "Obecności". Niestety, autor zdjęć do "Naznaczonego" za bardzo postanowił oprzeć się na klasykach, przez co po kilku scenach można sobie wyrecytować cały film minuta po minucie. Kiedy pojawia się jakieś napięcie, to niemalże natychmiast zostaje rozładowane, jakby reżyser bał się, że którykolwiek z jego widzów zejdzie w sensie medycznym. Budowie klimatu nie pomaga również zmiana lokalizacji i wprowadzenie nowych bohaterów - ojciec Perez i bibliotekarka Evelyn to tak sztampowe postaci, że nietrudno jest odgadnąć ich przyszłe losy i rolę, którą muszą odegrać. Podróż między rzeczywistością a onirycznym, mrocznym światem z wizji Mii kompletnie psuje całokształt - co dziwi tym bardziej, że ten sam zabieg wypadł naprawdę nieźle w "Naznaczonym". Niepodważalnie "Annabelle" utrzymuje poziom, ale - niestety - tegorocznych horrorów, które ledwo potrafią odbić się od dna. Wydaje się być filmem zrobionym bez większego przemyślenia sprawy, naprędce i po łebkach, byleby go wypuścić, nim minie dobre wrażenie po "Obecności" (bo w końcu najlepszym sposobem na szybkie przyciągnięcie dużej ilości widzów do kin to żerowanie na znanym i polecanym tytule).
Bohaterowie "Annabelle" są jeszcze bardziej schematyczni, niż opowiadana historia. Annabelle Wallis to typowa matka, która w obronie dziecka z nieporadnej kobiety zmienia się w waleczną wojowniczkę. Standardowo, jej mąż (tu Ward Horton) jest wiecznie zapracowany, nigdy go nie ma, gdy coś dziwnego dzieje się w domu i, oczywiście, nieprawdopodobne przypadki, które miały miejsce z udziałem żony, zrzuca na jej przemęczenie lub na to, że nigdzie nie wychodzi. Są to role tak banalnie proste, że nie wymagają zbyt wielkiego wkładu własnego (Wallis musiała trochę pokrzyczeć, a Horton biegał cały czas z zatroskaną miną). Na dokładkę dochodzi Tony Amendola, którego ojciec Perez to kompilacja księży z takich klasycznych horrorów, jak "Egzorcysta" czy "Omen" - zwykłe powielanie, również bez wkładu własnego. Alfre Woodard jako Evelyn to ta, która wierzy w moce nadprzyrodzone (bo sama ich doświadczyła), wie więcej o sektach i demonach, niż niejeden ksiądz, a w dodatku jest wsparciem dla doświadczającej niezwykłych wydarzeń Mii, która nie może znaleźć pomocy i zrozumienia u męża. Podobnych ról przez lata kina grozy przewinęło się setki, tym samym Woodard dołącza do pozostałej trójki aktorów spod znaku "kopiuj-wklej".
Podsumowując, "Annabelle" to produkcja, której bliżej do historyjki spisanej na kolanie, aniżeli wciągającego dreszczowca. Kolejny przykład na to, że mając dobry materiał na scenariusz, można wszystko zniszczyć. Pan Leonetti powinien poprzestać na zdjęciach, bo to mu w miarę wychodzi, a pan Dauberman powinien zmienić branżę, bo do pisania scenariuszy nie ma smykałki. Przyznam szczerze, że "Annabelle" była moją ostatnią nadzieją na dobre kino grozy 2014. Teraz utwierdzam się w przekonaniu, że poziomu tegorocznych horrorów nic już raczej nie podniesie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz