niedziela, 13 lipca 2014

Zombie SS 2 (2014)


Tytuł: Zombie SS 2 (Død Snø 2)
Gatunek: Horror/Czarna komedia
Reżyseria: Tommy Wirkola
Premiera: 19 stycznia 2014 (świat)
Ocena: 2+/6

Od licznych filmów z żywymi trupami w tytułach, poprzez mniej lub bardziej udane parodie i komedie, po seriale na małym ekranie - świat kina i telewizji co jakiś czas zalewany jest nową (w mniemaniu twórców) wizją apokalipsy zombie, a scenarzyści prześcigają się w tworzeniu różnorodnych przyczyn "powstawania z martwych" i metod na ocalenie. Gdzieś w tym nieumarłym szale swoje miejsce postanowił zagrzać Tommy Wirkola (tak, ten sam, który zniszczył baśń o Jasiu i Małgosi). Po pięciu latach zaprezentował nam sequel swojego filmu o nazistowskich żywych trupach - "Zombie SS 2". Czy połączenie horroru z komedią wyszło mu na dobre?


Jedyny ocalały z masakry - Martin - trafia do szpitala. Jest podejrzany o zabójstwo swojej dziewczyny oraz przyjaciół i nikt nie chce uwierzyć w jego wersję wydarzeń o powstałych z grobu nazistach. Jakby tego było mało, okazuje się, że jeden z lekarzy przyszył mu do kikuta rękę Herzoga, przywódcy zombie, dzięki czemu wyczuwa ich poczynania oraz zyskuje nadludzką siłę. Postanawia uciec ze szpitala i znaleźć sposób, by powstrzymać armię nieumarłych nazistów przed wykonaniem ostatniego rozkazu Hitlera.


Na całe szczęście Tommy Wirkola postanowił zlitować się nad widzami i w pierwszych minutach streścił fabułę pierwszej części, by każdy mógł być na bieżąco. Po krótkim wstępie zaserwował krwawą łaźnię, przy której większość filmów gore może się schować. Hektolitry rozlanej krwi, latające kawałki ludzkiego mięsa i mózgu, wyrywane serca, rozciągane jelita, miażdżone czaszki, urywane kończyny - to tylko niewielki zestaw "smaczków", jakie reżyser przygotował w sequelu swojego widowiska. Praktycznie niekończący się brutalizm na ekranie przypominać może "Martwe zło" (i choć mogłoby się wydawać, że Fede Alvarez w remake'u z 2013 roku wyczerpał wszystkie sposoby na masakrowanie ciała, to Wirkola dorzuca do tego kilka własnych pomysłów). Jednakże, wyjątkowe kino gore to tylko jedna strona tego filmu. Wirkola pomiędzy fontanny krwi stara się wpleść czarny humor, tak kiczowaty i absurdalny, że w kilku miejscach można się zaśmiać, choć wcale do śmiechu być nie powinno. Reżyser nie poprzestaje na tym i stara się swoim żartem zahaczyć o parodię popkultury - od "fanclubów dla nerdów", poprzez Chucka Norrisa, po "Star Treka" i "Gwiezdne Wojny" (w szczególności obrywa się sadze Lucasa). W swej dwubiegunowej gonitwie Wirkola tak się zatracił, że z czasem film zaczął mu się wymykać spod kontroli. Nie dość, że fabuła ma więcej dziur niż ser szwajcarski, to jeszcze większość reżyserskich gagów jest na tyle oklepana (lub na tyle obrzydzona fruwającymi flakami), że - niestety - za mało jest czarnej komedii w czarnej komedii. Z przymrużeniem oka należy też patrzeć na stronę wizualną, bo "Zombie SS 2" stanowczo nie jest popisem rzemiosła charakteryzatorów (a straszniejsze maski zombie można znaleźć w niejednym sklepie z kostiumami). Apogeum zniesmaczenia reżyser osiąga (wbrew wszelkim pozorom!) w samym zakończeniu - bo choć wcześniejsze sceny walk można tłumaczyć ramami i wymogami kina gore, to dla ostatnich minut nie znajdzie się żadnych sensownych argumentów poza zasłanianiem się chorymi fantazjami twórcy.


W całym filmie ciężko dostrzec starania obsady. I nie wiem, czy to przez ogólnie panującą masakrę, czy po prostu tych starań nie było. Poza kilkoma jednostkami, jak Jocelyn DeBoer i Ingrid Haas, ciężko jest znaleźć kogokolwiek, kto chociażby udawał, że pracuje. Zdaję sobie sprawę, że przy takim krwawym kinie gra aktorska schodzi na dalszy plan, ale w tym przypadku chyba ją całkowicie wykreślono z projektu.
Podsumowując, dla miłośników dobrego i brutalnego kina gore "Zombie SS 2" może być pozycją godną uwagi (o ile nie obowiązkową). Miłośnikom czarnego humoru radziłbym ostrożność przy wyborze tego filmu. Widzowie o słabych nerwach (lub żołądkach) powinni omijać tę pozycję najdalej, jak to tylko możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz