piątek, 18 lipca 2014

Need for Speed (2014)


Tytuł: Need for Speed
Gatunek: Akcja
Reżyseria: Scott Waugh
Premiera: 21 marca 2014 (Polska), 12 marca 2014 (świat)
Ocena: 3/6

Rzadko kiedy ekranizacje książek wypadają dobrze. Jeszcze gorzej (choć nieporównywalnie rzadziej) ma się sprawa z przeniesionymi na duży ekran grami, czego niechlubnym przykładem może być "Max Payne" z 2008 roku. Scott Waugh postanowił się zmierzyć z komputerową legendą i w dobie, gdy samochodowy prym wiedzie tasiemiec pod szyldem "Szybkich i wściekłych", do kin wprowadził "Need for Speed". Jak jeden z najbardziej znanych tytułów EA Games sprawdza się na dużym ekranie?


Tobey Marshall jest niezwyciężonym kierowcą rajdowym. Podczas jednego z wyścigów zostaje wrobiony przez dawnego kolegę w zabójstwo. Po warunkowym wyjściu z więzienia szuka zemsty. Musi znaleźć dowód swojej niewinności i pokonać rywala w najbardziej intratnym nielegalnym wyścigu samochodowym, organizowanym przez tajemniczego Monarcha.


Można powiedzieć, że Waugh porwał się z motyką na słońce. O ile szalone pościgi i brawurowe akcje spisują się u niego na medal, to sama fabuła pozostawia wiele do życzenia. Tak, jak twórcy "Szybkich i wściekłych" zapomnieli o prawach fizyki, Waugh naciąga filmowe struny na tyle mocno, że aż dziw bierze, że jakiekolwiek dotrwały do napisów końcowych. Z jednej strony w przerwach w akcji stara się przemycić złożoną historię z emocjonalną głębią, z drugiej - tonie w płyciznach absurdu i scenariuszowych dziur. Rozbudowane (jak na takie kino) losy głównego bohatera przedstawione są po przysłowiowych łebkach. Wprowadzone wcześniej wątki szybko urywa, by ich rozwinięcie nie zajęło zbyt wiele czasu antenowego. To samo dzieje się z "przełomowym poznaniem prawdy" przez siostrę Pete'a (można rzec, że wystarczyło jedno kliknięcie), czy też z szeregiem uproszczeń przy znajdywaniu dowodu zbrodni prawdziwego zabójcy. A jeżeli rolę niezdarnych policjantów, sprowadzoną do rozbijania się, gdzie popadnie, można jeszcze tłumaczyć chęcią uzyskania widowiska, to przy tankowaniu samochodu podczas jazdy śmiało można powiedzieć, że Waugha poniosła fantazja. Jedakże, pomijając całą przewidywalność filmu, "Need for Speed" ogląda się z zaciekawieniem do samego końca, czego zasługą jest nie tylko akcja i pościgi, ale genialny soundtrack, perfekcyjnie wyselekcjonowany i dobrany do całokształtu.


W tego typu produkcjach ciężko znaleźć jest aktorów, którzy próbowaliby się wyłamać poza proste ramy schematu. "Need for Speed" jest ich pełen. Aaron Paul tak bardzo skupił się na pokazaniu dramaturgii swojej postaci, że zabrakło już czasu na kreację twardego mściciela. Dominic Cooper jako czarny charakter przypomina chodzącą parodię z wyrazem twarzy rozgniewanego piątoklasisty. Imogen Poots nie jest tylko "jakąś tam kobietą obok głównego bohatera", ale niejednokrotnie sama przejmuje stery, udowadniając, że nie pozwoli się zepchnąć na boczny tor. Mescudi, Malek i Rodriguez starają się stworzyć humorystyczne trio (z naciskiem na słowo "starają"). Michael Keaton tak bardzo chce się wykazać w roli ekscentrycznego Monarcha, że aż jego ekspresja bije po oczach sztucznością.
Podsumowując, Waugh poskąpił komputerowego udziału speców od efektów przy pościgach, dzięki czemu jego film wydaje się być bardziej przyziemny od innych, podobnych produkcji. Niemniej jednak, wiele stracił na historii, w którą się wplątał, a później sam nie mógł się z niej wyplątać. Dobre kino akcji, ale reszta pozostawia wiele do życzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz