poniedziałek, 15 czerwca 2015
Loft (2014)
Tytuł: Loft (The Loft)
Gatunek: Thriller
Reżyseria: Erik Van Looy
Premiera: 20 lutego 2015 (Polska), 14 października 2014 (świat)
Ocena: 5-/6
To, że Amerykanie uwielbiają remaki, wiadomo nie od dziś. Raz wychodzą z tego zamiłowania wersje lepsze od oryginału ("The Ring"), jak i te niezbyt udane ("Kwarantanna" na podstawie hiszpańskiego "REC"). Chyba jednak nigdy nie spotkałem się, by jakikolwiek reżyser tworzył remake swojego własnego filmu. W szczególności, że ten już takowego remake'u się doczekał. Taki właśnie jest "Loft" - nakręcony przez belgijskiego twórcę Van Looya w 2008, odtworzony w Holandii w 2010 i... ponownie nakręcony przez Van Looya, tym razem po amerykańsku. Czy trzecia wersja tej samej historii potrafi widza zaciekawić?
Pięciu przyjaciół - Vincent, Chris, Luke, Philip i Marty - wynajmuje luksusowy apartament w tajemnicy przed swoimi żonami. Tam spotykają się z kochankami, czując się zupełnie bezkarni. Każdy z nich posiada jeden z pięciu kluczy do apartamentu i zna kod do wyłączenia alarmu. Ich sielanka kończy się, gdy pewnego dnia Luke znajduje w lofcie ciało nieznanej kobiety. Wiedząc, że tylko oni mieli dostęp do apartamentu, przyjaciele zaczynają wzajemnie się obwiniać o morderstwo.
Mimo, że remaki dokonywane przez reżysera oryginału należą do rzadkości, w przypadku "Loftu" wyszło to wszystkim na dobre. Po pierwsze, Van Looy, zaznajomiony już ze swoją historią, potrafi pokazać ją jeszcze raz w odświeżony i - przede wszystkim - wciąż ciekawy sposób. Liczne retrospekcje ponownie zmuszają widza do skupienia i łączenia faktów, a prawda nie jest tak prosta i oczywista, jakby się z początku wydawała. Po drugie, delikatne skrócenie całości (o prawie 20 minut!) powoduje, że film utrzymuje wartkie tempo (bez zbędnych pauz i dłużących się rozważań), a gęstą atmosferę i napięcie udaje się zbudować praktycznie od początku do końca. Oczywiście, ci, co oglądali poprzednie wersje, nie znajdą tu za wielu nowości, ale - nie oszukujmy się - w końcu to remake. Tu chodzi o odświeżenie w nieznany sposób znanej historii i to się Van Looyowi udało.
Szkoda tylko, że w tempie, jakie narzucił belgijski reżyser, zabrakło miejsca dla budowania więzi widza z bohaterami. Van Looy co chwilę zmienia punkt narracji, stawiając jednego z pięciu przyjaciół w głównej roli, lecz nie rozbudowuje rysu żadnego z nich. Bohaterowie są zaszufladkowani według - przeważnie - jednej konkretnej cechy, co nie pozostawia wiele przestrzeni dla złożonych charakterów (co, tym bardziej, gryzie się ze złożonością samej intrygi). W tym rozdaniu wygrywa znacząco oryginał sprzed siedmiu lat. Suma sumarum, nowy "Loft" ma w sobie to coś, przez co nie można oderwać od niego oczu. Stu minutowy seans mija błyskawicznie i (ponownie) udowadnia, że kłamstwo ma krótkie nogi.
Do remake'u swojego thrillera Van Looyowi udało się zebrać kilka znanych twarzy - Karl Urban (Éomer z "Władcy Pierścieni" Jacksona), Wentworth Miller (Michael Scofield z serialu "Prison Break"), James Marsden (Cyklop z serii "X-Men"), Matthias Schoenaerts (ponownie wcielający się w rolę Philipa) i Eric Stonestreet ("Modern Family"). Każdy z nich gra poprawnie, lecz nie prezentuje jakiegoś wybitnego warsztatu aktorskiego (no, może poza Schoenaertsem, któremu udało się stworzyć bardziej rozbudowaną postać, niż kolegom z planu). Licząc, że "Loft" to typowo męski film (jednocześnie mężczyzn krytykujący), nie pozostało wiele miejsca dla żeńskiej części obsady. Na wyróżnienie zasługują Kali Rocha (Mimi, żona Marty'ego) i Rachael Taylor (jako Anne Morris), które udowadniają, że nawet po męskiej produkcji można przejść na wysokim obcasie.
Podsumowując, "Loft" to naprawdę dobra propozycja na wieczór. Intryguje, potrafi zaskoczyć (a już na pewno, jeśli ktoś nie oglądał poprzednich wersji) i zapewnia wysokiej jakości rozrywkę. Van Looy pokazał, że można nakręcić remake własnego filmu w taki sposób, żeby był naprawdę godny polecenia, a nie tylko żerował na znanym tytule.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz