wtorek, 10 marca 2015
Instytut Atticus (2015)
Tytuł: Instytut Atticus (The Atticus Institute)
Gatunek: Horror/Dokumentalizowany
Reżyseria: Chris Sparling
Premiera: 20 stycznia 2015 (świat)
Ocena: 2+/6
Nowy rok to także nowy sezon dla kina grozy. Sezon o tyle ważny, że poprzedni nie przyniósł żadnego godnego polecenia tytułu. Jeden z pierwszych horrorów tego roku zaprezentował Chris Sparling (autor scenariusza do "Pogrzebanego" z Reynoldsem w roli głównej). Jak sprawdził się za kamerą swojego debiutanckiego filmu grozy?
Doktor Henry West jest założycielem nietypowego instytutu Atticus, zrzeszającego naukowych badaczy zjawisk paranormalnych. Niestety, dotychczas przeprowadzone eksperymenty okazywały się zwykłymi sztuczkami. Pewnego dnia do instytutu dociera Judith Winstead, która włada prawdziwą mocą, wykraczającą poza wszelką skalę. Możliwościami kobiety zaczyna interesować się wojsko. Przejmują władzę nad instytutem doktora Westa, chcąc wykorzystać umiejętności Judith do swoich celów. Okazuje się jednak, że kobieta została opętana przed demona, który prowadzi z żołnierzami swoją własną grę.
Filmów o opętaniach było tyle, że wtórność i powielanie schematów wydaje się być w tej tematyce na porządku dziennym. Mimo wszystko, znajdują się twórcy, którzy chcą złamać utarte schematy i próbują przedstawić dość oklepany pomysł na film w całkiem innej oprawie. Derrickson w zeszłym roku niezbyt udanie połączył kryminał z horrorem w "Zbaw nas ode złego". Sparling postanowił zaserwować nam paradokument. I, trzeba przyznać, sama oprawa jest naprawdę ciekawa. Zmyślanie filmowych "faktów" wychodzi mu na tyle dobrze, że po seansie mało kto oprze się pokusie, by poszukać w internecie jakichkolwiek informacji o tajemniczym instytucie. Reżyser stopniowo zagęszcza atmosferę, czekając z odpowiedziami niemalże do samego końca swojego obrazu. Mimo, że od początku wiadomo o tragicznym finale badań, ciąg niedomówień, urwanych zdań i niejasnych sprawozdań potrafi zaintrygować.
Niestety, "The Atticus Institute" o wiele ciekawiej sprawdza się jako paradokument, aniżeli horror z prawdziwego zdarzenia. Wszystko przez to, że Sparling kompletnie nie potrafi zbudować napięcia, a gatunkowe "chwyty" czerpie garściami od poprzedników. Trochę szkoda, bo z początku obraz zapowiadał się jako pewnego rodzaju przełom w do bólu oklepanej tematyce. Pod cienką warstwą innowacyjności pojawia się głębia zapożyczeń spod szyldu "Gdzieś to już widziałem...". W efekcie przez cały prawie 90-ciominutowy seans grozy, strachu, czy też delikatnego niepokoju nie uraczymy. Wmieszanie do całości producenta "Obecności" i "Annabelle" wygląda jak desperacki krok tonącego, który brzytwy się chwyta - znanymi tytułami może i przyciągnie się widzów, ale na pewno nie stworzy się zadowalającego ich widowiska.
Biorąc pod lupę obsadę, to tylko jedno nazwisko warto wyróżnić - Rya Kihlstedt. Odtwórczyni opętanej Judith spisuje się naprawdę bardzo dobrze, nie odstając za wiele od gatunkowych poprzedniczek. Pozostali stanowią wyłącznie sztuczny tłok - sztywny Mapother i sztuczna Maughan to tylko nieliczne przykłady braku profesjonalizmu i kompletnego niewczucia się w role, jakie widzimy na ekranie.
Podsumowując, ciekawy pomysł i duży plus za wyłamanie się z ram schematyczności. Niestety, zabrakło niemalże wszystkiego tego, czego szukamy w dobrym horrorze - napięcia, poczucia grozy i lęku przed tym, co za moment może się wydarzyć. "The Atticus Institute", poniekąd otwierający tegoroczny sezon horrorów, nie spisuje się najlepiej. Miejmy nadzieję, że to wyłącznie nieznaczne potknięcie i w 2015 doczekamy się w końcu dobrego kina grozy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz