środa, 25 marca 2015

Automata (2014)


Tytuł: Automata (Autómata)

Gatunek: Akcja/Thriller/Sci-Fi
Reżyseria: Gabe Ibáñez
Premiera: 20 września 2014 (świat)
Ocena: 3+/6

33 lata temu Ridley Scott dał nam "Łowcę androidów" - klasykę kina sci-fi. Rok 2001 to "A.I. Sztuczna inteligencja" Spielberga, piękna i wzruszająca opowieść o robocie, który chciał kochać i być kochanym. Trzy lata później Proyas wypuścił "Ja, robot", wrzucając Willa Smitha w pościg za androidem. W tym roku do kin weszły dwie kolejne produkcje, poruszające tę tematykę - "Chappie" i "Ex Machina". Dziwić więc może, że zeszłoroczny obraz Ibáñeza przeszedł praktycznie bez echa. Czy "Automata" jest aż tak kiepska, czy po prostu dobry film sci-fi zaginął w morzu głośniejszych produkcji?


Przyszłość. Świat uległ niemalże całkowitej zagładzie, a z wielomiliardowej ludzkiej populacji przetrwało niewiele ponad 20 milionów. Jacq Vaucan jest agentem ubezpieczeniowym, pracującym dla korporacji ROC, której zadaniem jest poszukiwanie wadliwych robotów. Pewnego dnia trafia na ślad złamania przez androidy dwóch najważniejszych protokołów. Naciskany przez kierownictwo rozpoczyna śledztwo, które ściąga na niego i jego rodzinę ogromne niebezpieczeństwo.


Podobnie, jak kino grozy wiele zawdzięcza Warrenom, tak sci-fi czerpie pełnymi garściami od rosyjskiego pisarza Isaaca Asimova. Stworzone przez niego "Trzy prawa robotyki" niejednokrotnie służyły jako fundamentalne założenia powstania androidów. Ibáñez w tej kwestii nie jest wyjątkiem, a jego protokoły to nic innego, jak zmodyfikowane dla własnego użytku prawa Asimova. Kino, jakie serwuje widzom Hiszpan, nie stawia jednak na efektowne sceny, wartką akcję i porywające zwroty akcji. Już po pierwszych scenach wiadomo, że reżyser bardziej będzie chciał skłonić do refleksji, aniżeli zapewnić pustą rozrywkę. Tak więc w swojej postapokaliptycznej wizji przyszłości, gdzie nawet deszcz jest niebezpieczny dla ludzi, mierzy człowieka z maszyną. Ograniczenia ludzkiego ciała i nieobiektywne decyzje zestawia z chłodną kalkulacją, zimną powłoką i nielimitowanymi możliwościami automatów. Wszystko to w celu poruszenia egzystencjalnych kwestii o zatraceniu człowieczeństwa, nieuniknionych praw ewolucji i utraty wartości. Człowiek Ibáñeza traktuje siebie na równi z Bogiem, który przez koleje losu znalazł się w istnym piekle na ziemi. Historia głównego bohatera pozwala widzom zrewidować wartości, którymi każdy powinien się kierować i skłonią do przemyśleń na temat prawdziwego człowieczeństwa (i wąskiej granicy, która chroni przed jego utraceniem).


Na pierwszy rzut oka ambitny plan wydawał się Ibáñezowi wychodzić. Niestety, chcąc poruszyć jak najwięcej filozoficznych i etycznych aspektów, Hiszpan po prostu się w nich zagubił. Druga część filmu, gdzie akcja nabiera tempa, całkowicie wymyka się spod kontroli, wieńcząc upadek reżysera tendencyjnym finałem. Wszelkie wzniosłe idee - które Ibáñez zapożyczył od poprzedników - ulatniają się błyskawicznie, pozostawiając pustkę, w której to sam widz musi zadać egzystencjalne pytania i na nie odpowiedzieć (co jest trudniejsze, patrząc się jednocześnie na bezsensowny rozwój wydarzeń na ekranie). Hiszpan chciał połączyć wizje Scotta i Spielberga, ale zarówno umiejętności pierwszego, jak i kunszt drugiego pozostały daleko poza jego zasięgiem. W efekcie "Automata" interesująca być może do połowy, później czeka jedynie szereg rozczarowań.


Największe zadanie aktorskie stało przed Antonio Banderasem, który - wcielając się w pierwszoplanową postać - musiał udźwignąć niemalże cały ciężar produkcji. I tu, trzeba przyznać, robi co może, dzięki czemu przemiana Vaucana - przede wszystkim ideologiczna - wypada naprawdę przekonująco. Niestety, zabrakło pewnego wsparcia od pozostałej części obsady, a postaci drugoplanowe wypadają papierowo i bez wyrazu.


Podsumowując, z jednej strony szkoda, że "Automata" zaginął gdzieś w odmętach sci-fi (licząc, że niejednokrotnie znacznie gorsze tytuły trafiały na światowe duże ekrany), z drugiej - nie jest to film, jaki mógłby być, gdyby Ibáñez wykazał się większą konsekwencją i umiejętnościami. W ostatecznym rozrachunku jego obraz jest co najwyżej niezły, do obejrzenia na raz, odhaczenia i odłożenia na półkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz