środa, 25 marca 2015

Słowo na M (2013)


Tytuł: Słowo na M (What If)

Gatunek: Komedia romantyczna
Reżyseria: Michael Dowse
Premiera: 19 września 2014 (Polska), 7 września 2013 (świat)
Ocena: 4/6

Gdybym miał podać top 3 najrzadziej wybieranych przeze mnie filmów, na pierwszym miejscu znalazłyby się westerny (po które nie sięgam wcale), na drugim musicale (po które sięgam przypadkowo), zaś na trzecim komedie romantyczne. Ów gatunek wydaje mi się być na tyle wtórny, że kolejni twórcy zamiast się wysilić, kopiują na potęgę swoich poprzedników. Z dość dużą rezerwą podchodziłem więc do zbierającego skrajnie różne opinie "Słowa na M". Film Dowse'a to przysłowiowa "powtórka z rozrywki", czy też udało się przemycić coś nowego?


Wallace nie może się pozbierać po zerwaniu z dziewczyną. Za namową swojego przyjaciela Allana, przychodzi na zorganizowaną przez niego imprezę. Tam poznaje sympatyczną i uroczą Chantry, w której się zadurza. Okazuje się jednak, że dziewczyna nie jest singielką. Wallace postanawia ukryć swoje prawdziwe uczucia i nawiązać z Chantry więź przyjacielską.


Z pozoru "Słowo na M" niewiele różni się od morza identycznych poprzedników - on po przejściach, ona niedostępna, lecz z czasem sukcesywnie zbliżają się do siebie. Gdyby to oprawić w na wskroś romantyczną ramkę, dodać kilka wzruszających scen (koniecznie wyciskających łzy!) i zwieńczyć przesadnie lukrowanym zakończeniem, otrzymalibyśmy od Dowse'a najgorszy - i zarazem najczęściej spotykany - rodzaj komedii romantycznej. Na całe szczęście kanadyjskiemu reżyserowi daleko do tego. Mimo, że fabuła jest od początku do przewidzenia, a rozwój wypadków i zakończenie nazwać można gatunkowymi fundamentami, Dowse zrobił dwie ważne rzeczy: postawił na humor i odszedł od ram amerykańskiego, nazbyt wyidealizowanego kina.


"Słowo na M" można bez przesady określić mianem "filmu przegadanego", lecz to właśnie dialogi są jego najmocniejszą stroną. Genialne konwersacje w połączeniu z odpowiednimi sytuacjami i wydarzeniami w tle potrafią raz bawić, raz zaś dawać do myślenia. Cierpki żart, czarny humor i typowo brytyjskie gagi są tutaj na porządku dziennym, a niejeden moment przyprawi widza o szczery śmiech (w końcu taka powinna być podstawowa funkcja każdej komedii). Dowse daleki jest od nadziewania swojego obrazu ckliwym romantyzmem (no, może poza zakończeniem), co sprawia, że całokształt jest o wiele bardziej zjadliwy od poprzedników (można porównać choćby z przesłodzonym "Nie ma tego złego..." Chochika). Choć do legendarnego "Dziennika Bridget Jones" czy niepowtarzalnych "50 pierwszych randek" filmowi Dowse'a daleko, to jest to produkcja, przy której warto się zatrzymać.


Kanadyjczyk wiele postawił na aktorskie umiejętności swojej obsady i to ryzyko bardzo mu się opłaciło. Duet Radcliffe-Kazan kupuje dla siebie całą sympatię widza, powoli wprowadzając nas w zawiłą relację swoich bohaterów, by w ostatecznym rozrachunku wraz z nimi poczuć łączące ich emocje. Oboje perfekcyjnie siebie uzupełniają na ekranie, płynnie prowadząc przez losy Wallace'a i Chantry. Na słowa uznania zasługuje również Adam Driver, który pod maską beztroski kryje życiowe mądrości - jedne pomocne, inne jeszcze bardziej komplikujące sprawę, ale wszystkie dążące do osiągnięcia szczęścia w finale.


Podsumowując, "Słowo na M" to przyjemny, lekki i - przede wszystkim! - zabawny obraz, pełen świetnych dialogów, lekko podanych przemyśleń i odpowiednio porcjowanych romantycznych wstawek. Jeżeli kogoś męczy już ciągła wtórność w tym gatunku filmowym, produkcja Dowse'a będzie miłym zaskoczeniem i dobrą odskocznią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz