niedziela, 19 października 2014
Zbaw nas ode złego (2014)
Tytuł: Zbaw nas ode złego (Deliver Us from Evil)
Gatunek: Horror/Kryminał
Reżyseria: Scott Derrickson
Premiera: 4 lipca 2014 (Polska), 2 lipca 2014 (świat)
Ocena: 2+/6
Poszukiwania dobrego horroru 2014 trwają w najlepsze. Nie dość, że kandydatów, mogących pretendować do tego miana, jest jak na lekarstwo, to jeszcze okazuje się, że część z nich z kinem grozy ma niewiele wspólnego. Swoją propozycję horroru przemieszanego z kryminałem zaprezentował Scott Derrickson, reżyser "Egzorcyzmów Emily Rose" i scenarzysta "Diabelskiej przełęczy". Jak wypadła ta wybuchowa mieszanka?
Sarchie to nowojorski policjant, który słynie z wykrywania i rozwiązywania trudnych spraw kryminalnych. Podczas nocnej służby zostaje wezwany na interwencję do mieszkania, w którym mąż znęca się nad żoną. Okazuje się, że prosta z pozoru sprawa jest wyłącznie wierzchołkiem góry lodowej, a każdy kolejny element układanki zaczyna upewniać Sarchiego, że ma do czynienia z nieczystymi mocami. W tej nierównej walce znajdzie niespodziewaną pomoc u księdza Mendozy, który już wcześniej miał do czynienia z opętaniami i egzorcyzmami.
Historia, gdzie zwykli policjanci wpadają na trop serii zabójstw z religią, opętaniami i demonami w tle, przywodzić może na myśl "Aniołów apokalipsy" Oliviera Dahana. Jednakże, w tym przypadku nie mamy do czynienia z genialną mistyfikacją, lecz z prawdziwym "pierwotnym złem" (jak to nieraz w filmie podkreśla ksiądz Mendoza). I, trzeba przyznać, historia zapowiada się ciekawie. Reżyser sprawnie manewruje między policyjnym kryminałem a chwytami kina grozy. Po mistrzowsku operuje kamerą, serwując widzom wiele naprawdę dobrych ujęć. Niestety, im bliżej jesteśmy - wraz z bohaterami - rozwiązaniu zagadki, tym bardziej obraz Derricksona traci swój urok. To, że reżyser czerpał inspirację z poprzedników (inaczej mówiąc, bezwstydnie ich kopiował), będzie widoczne dla każdego, kto oglądał jakikolwiek tytuł o egzorcyzmach. Klimat horroru i napięcie kryminału znika gdzieś pod warstwą efektownych scen walk sił dobra z siłami ciemności. Finałowa rozgrywka w postaci wieloetapowych egzorcyzmów stanowi wyłącznie podsumowanie kilkudziesięciu lat kina grozy, poruszającego tematykę opętań, i nie wnosi kompletnie niczego nowego. "Zbaw nas ode złego" to film, który miał ogromny potencjał, lecz Derrickson nie potrafił go w pełni wykorzystać.
Podobnie, jak ten obraz poległ fabularnie, tak nie jest w stanie go podnieść nieprzemyślana obsada. Eric Bana, jakby miał grać samego policjanta, może i by się sprawdził. Ale rola Sarchiego, który jest nie tylko nowojorskim gliniarzem, ale też boskim radarem odnajdującym demony i duchy, kompletnie mu nie przypasowała. Choć reżyser stara się zasłonić zmieszanego aktora humorystycznymi wstawkami lub panującym przez większość seansu półmrokiem, to brak pomysłowości Bany na rolę aż kłuje w oczy. Podobną pomyłką jest Édgar Ramírez, któremu bliżej byłoby do roli filmowego łamacza kobiecych serc, aniżeli nietradycyjnego księdza z mroczną przeszłością. Całość uzupełnia Sean Harris, którego bohater, będący ucieleśnieniem prawdziwego zła, bardziej pasowałby do czarnych komedii lub parodii, niż do kina grozy. Jedynym, który jakoś się w roli odnajduje, jest Joel McHale. W sumie, jego postać była najprostsza i najbardziej przewidywalna ze wszystkich występujących w filmie, więc ciężko byłoby polec na takim standardzie.
Podsumowując, mało straszny obraz Derricksona lepiej nadawałby się do worka filmów fantasy. Historia, oparta na prawdziwych wydarzeniach i książce Ralpha Sarchiego (policjanta, pomagającego przy egzorcyzmach i współpracującego m. in. z małżeństwem Warrenów, znanym z "Obecności"), wydaje się mieć zbyt wiele reżyserskich ingerencji, by można ją było uznać za prawdziwą (podobnie, jak to miało miejsce z fabułą u Johna Pogue'a w "Uśpionych"). Może dla kogoś, kto nie obcuje za często z kinem grozy, obraz Derricksona wyda się dobry i interesujący. Ja osobiście go nie kupuję.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz