piątek, 7 sierpnia 2015

Projekt Almanach: Witajcie we wczoraj (2014)


Tytuł: Projekt Almanach: Witajcie we wczoraj (Project Almanac)

Gatunek:
Thriller/Sci-Fi
Reżyseria: Dean Israelite
Premiera: 13 listopada 2014 (świat)
Ocena: 5-/6

Kto z nas nie chciałby cofnąć się w czasie, by naprawić błędy przeszłości, źle podjęte decyzje, spotkać dawnego idola lub uczestniczyć w ważnych wydarzeniach? Kino sci-fi od lat porusza tematykę podróży w czasie, jej możliwości i idących za nią konsekwencji. Dean Israelite nie dość, że postanowił zabrać widzów w taką podróż, to jeszcze zafundował ją za pomocą coraz popularniejszej koncepcji "found footage". Czy powrót do przeszłości, rejestrowany amatorską kamerą przez nastolatków, okazał się udanym projektem?


David Raskin to utalentowany uczeń liceum, starający się o stypendium w jednej z prestiżowych uczelni fizycznych. Wraz z siostrą odkrywają na strychu starą kamerę ich zmarłego ojca, na której nagrane zostały urodziny Davida sprzed 10 lat. W pewnym momencie chłopak zauważa na filmie coś nieprawdopodobnego - samego siebie z teraźniejszości. By wyjaśnić zagadkę, udają się wraz ze znajomymi do piwnicy, gdzie mieścił się warsztat ojca. Tam odkrywają tajne rządowe plany budowy wehikułu czasu. Grupa nastolatków postanawia zrealizować projekt. Gdy wszystko kończy się powodzeniem, zyskują nieograniczone możliwości poprawy swojej sytuacji: zdania egzaminów, uczestniczenia w koncertach, wygrania na loterii. Niestety, każda zmiana w przeszłości ma wpływ na ich teraźniejszość, co prowadzi do tragedii.


Gruber i Bess w 2004 roku dali widzom porządną lekcję, że podróże w czasie to nie zabawa, a ich "Efekt motyla" stał się cenionym i popularnym filmem na całym świecie. Nic więc dziwnego, że zeszłoroczny "Projekt Almanach" wygląda jak nastoletnia wersja hitu sprzed lat. Jednakże, fabularnie film Israelite'a bardziej przypomina zabawy Hermiony Zmieniaczem Czasu, aniżeli dramat Evana Treborna. Sam pomysł znalezienia tajnych rządowych dokumentów i prototypów w piwnicy wydaje się być mocno naciągany. Jakby twórcy liczyli na dziecinną naiwność widzów lub na to, że kiepski motyw zostanie niezauważony. Do gigantów gatunku "Projektowi Almanach" jest daleko, lecz jako nastoletni dramat sprawdza się naprawdę nieźle. Porusza problemy młodzieży - pierwszej poważnej miłości, trudnych zaliczeń, chęci bycia popularnym i pokonania szkolnych rywali - w dość nietypowy i oryginalny sposób.


Zamiast ckliwego dramatu mamy rasowy film sci-fi (przy którym spece od efektów zadbali o najdrobniejsze szczegóły, a od rozładowań elektromagnetycznych stają włosy na głowie), zaś w miejsce pełnego banalnych morałów finału dostajemy tragiczne wybory głównego bohatera, który wpadł w pułapkę podróży w czasie. Co ciekawsze, bardzo dobrze sprawdza się tutaj również koncepcja "found footage". Ilość momentów, w których trzymanie kamery jest wręcz irracjonalne, została ograniczona do minimum. Wiele cięć, urwanych scen i braków obrazu nadaje pewnego "realizmu", o który w końcu w całej metodzie chodzi. Całość wypada dobrze, jest warta obejrzenia, lecz większych fajerwerków.


Aktorsko rewelacji nie ma, ale i obyło się bez dramatu. Każdy z piątki głównych bohaterów (Weston, Black-D'Elia, Gardner, Lerner, Evangelista) dobrze odnalazł się w swojej roli. Zagrane poprawnie, bez większych błędów. Nikt ani nie próbował wyjść przed szereg, ani pozostawać za nim. Ot, tacy aktorzy, którzy nie psują filmu podczas seansu, ale równocześnie po filmie ciężko będzie przypomnieć sobie ich twarze.


Podsumowując, choć osobiście bardziej (fabularnie i aktorsko) przekonała mnie do siebie "Kronika" Tranka w kwestii filmu sci-fi z koncepcją "found footage", to "Projekt Almanach" też jest ciekawą pozycją. Dla miłośników podróży w czasie wręcz obowiązkową. I trzeba przyznać, że jak na film za 12 mln dolarów, to efekty przy uruchamianiu wehikułu są naprawdę imponujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz