wtorek, 11 lipca 2017
Spider-Man: Homecoming (2017)
Tytuł: Spider-Man: Homecoming
Gatunek: Akcja/Sci-Fi
Reżyseria: Jon Watts
Premiera: 14 lipca 2017 (Polska), 28 czerwca 2017 (świat)
Ocena: 6/6
Mimo, że w ostatnim czasie DC Comics ostro wzięło się do roboty i po nieudanych "Batman v Superman" i "Suicide Squad" zaprezentował całkiem dobrą "Wonder Woman", to i tak do lidera komiksowych ekranizacji mu jeszcze daleko. Marvel ani myśli zwolnić tempa i co parę miesięcy serwuje widzom kolejny film ze swojego Uniwersum, który przyciąga tłumy i staje się kasowym hitem. Przy "Wojnie bohaterów" można było jednak odczuć pewien spadek formy, a sam obraz dało się zauważyć, że był zlepiany na siłę. Toteż tym większe moje obawy były przed kolejną (sic!) propozycją Człowieka-Pająka. Czy nowy i jeszcze młodszy Peter Parker był rzeczywiście konieczny?
Po Wojnie Bohaterów młody Spider-Man wraca do domu i z niecierpliwością czeka na kontakt od Tony'ego Starka. Niestety, mimo licznych wiadomości i telefonów ze strony Petera, Iron Man milczy. Parker nie mogąc do końca pogodzić się z powrotem do zwyczajnej rzeczywistości, przywdziewa strój Spider-Mana i pomaga okolicznym mieszkańcom. Pewnego wieczoru Peter jest świadkiem napadu na bank. Chcąc udowodnić, że nadaje się do Avengers, postanawia złapać złodziei. Okazuje się, że bandyci wyposażeni są w tajemniczą broń, stworzoną dzięki kosmicznej technologii. Spider-Man postanawia złapać grupę dostawców nieziemskiej technologii, którą dowodzi tajemniczy Volture. Próba wykazania się za wszelką cenę prowadzi Petera i jego bliskich do nieuchronnej katastrofy.
"Spider-Man" Sama Raimiego z 2002 roku pokazał, że fanów Człowieka-Pająka nie brakuje. Film stał się kasowym hitem i doczekał się dwóch kontynuacji. Mimo wyeksploatowania tematu, zabrał się za niego Sony, starając się go odświeżyć, odmłodzić (dosłownie!) i odziać w jeszcze więcej efektów specjalnych. Zabieg się udał, ale nie pozwolił na pobicie osiągnięć poprzednika. W końcu za Człowieka-Pająka zabrał się Marvel, dogadał się z Sony i, mimo posiadania już sporego wachlarza superbohaterów, dorzucił jeszcze jednego do swojego Uniwersum. Twist z Peterem Parkerem okazał się strzałem w dziesiątkę, a jego udział w "Wojnie bohaterów" był plusem tej średniej fabularnie produkcji. Czy jednak kolejny osobny film o przygodach Spider-Mana był potrzebny?
Zdecydowanie TAK! "Spider-Man: Homecoming" to nie jest ta sama historia Petera Parkera, którą znamy na pamięć, odpowiedziana na nowo przez kogoś innego. Nie wałkujemy po raz enty przemiany zwykłego nastolatka w posiadającego supermoce herosa, nie jest nam prezentowany kolejny radioaktywny pająk, nie poznajemy ponownie okoliczności śmierci wujka Bena ani nie trafiamy na kolejną ciocię May, która co chwilę wpada w tarapaty. Ten film jest całkiem inny od swoich poprzedników i dzięki temu nie tylko przykuwa uwagę widza, ale perfekcyjnie wpasowuje się w dość rozbudowane MCU. Nawiązania do "Wojny bohaterów" idealnie komponują się z młodzieżowym wydźwiękiem całokształtu, gdzie Parker nie tylko musi się zmierzyć z uzbrojonym w kosmiczną broń wrogiem, ale przede wszystkim z samym sobą, by pogodzić rolę zwykłego, szarego ucznia liceum z byciem znanym z Youtube'a (tak, z Youtube'a!) superbohaterem. Słynne słowa, że "wielka moc wiąże się z wielką odpowiedzialnością", towarzyszą całej historii, ale nie są tutaj powtarzane niczym mantra. Sam wujek Ben odchodzi na odległy plan (a wręcz praktycznie nie ma o nim mowy w filmie), a jego miejsce zajmuje Tony Stark, który staje się dla nastolatka mentorem i niedoścignionym idolem w jednym. Zabieg bardzo ryzykowny i - o dziwo! - bardzo udany.
Trzeba tu jednak zaznaczyć, że Iron Man nie kradnie tego filmu. Ba, nie ma na to nawet najmniejszych szans. Udział Tony'ego Starka jest tu raczej symboliczny i mimo całej charyzmy tej postaci, to młody Peter kradnie całe show. W całym tym superbohaterskim MCU Spider-Man okazuje się najbardziej "ludzki" i najłatwiej nawiązać mu nić porozumienia z widzem. To samo można powiedzieć o jego przeciwniku - Volture nie jest tworem z tajnych laboratoriów Oscorp (jak to bywało dotychczas w serii o Człowieku-Pająku), ale zwykłym zjadaczem chleba, który dla dobra rodziny, nie mogąc pogodzić się z niesprawiedliwością świata, sam schodzi na ścieżkę zła. Ta idea uczłowieczenia superbohaterów udała się perfekcyjnie, a Parker i Volture potrafią skraść sympatię widzów. W połączeniu z niesztandarową (jak na Spider-Mana) historią i cieszącymi oko efektami, które towarzyszą filmowi, a nie go przesłaniają, twórcy prezentują blisko dwugodzinną gratkę nie tylko dla fanów MCU. Tu każdy element, każdy zwrot akcji (a jest kilka naprawdę dobrych!) i każdy wątek został dokładnie przemyślany, zaplanowany i doskonale zaserwowany. Gdyby tego było mało, to na widzów czeka naprawdę ogromna dawka humoru, sytuacyjnego, niebanalnego, takiego, z którego znane są nie tylko filmy Marvela, ale który towarzyszy Spider-Manowi od ponad 50 lat. Przy tym wszystkim muzyka Michaela Giacchino jest niczym wisienka na przysłowiowym torcie.
Sukcesem nowego "Spider-Mana" jest też obsada. Przed wszystkim Tom Holland, który po swoim debiucie w "Lo Imposible" Bayony pokazał, że o tym młodym aktorze warto pamiętać. Jako Peter Parker czuje się niczym ryba w wodzie, jakby to nie on grał Spider-Mana, ale postać Spider-Mana została stworzona dla niego. Tom gra tutaj pierwsze skrzypce i tacy weterani, jak Robert Downey Jr. czy Michael Keaton muszą zadowolić się co najwyżej drugim miejscem. Młodemu herosowi wtóruje Jacob Batalon, który świetnie odnajduje się w roli charyzmatycznego i zabawnego Neda. Na uwagę zasługuje również Zendaya, której Michelle - mam cichą nadzieję - dostanie więcej czasu antenowego w kolejnym filmie z serii (ma stanowczo zbyt duży potencjał na pozostanie na trzecim planie).
Podsumowując, "Spider-Man: Homecomimg" nie jest wyłącznie jednym z lepszych filmów Marvela. To przede wszystkim NAJLEPSZY (piszę to z pełną odpowiedzialnością) Spider-Man, jakiego do tej pory mieliśmy okazję oglądać na wielkim ekranie. Pozycja obowiązkowa dla fanów MCU, fanów Człowieka-Pająka, jak i fanów dobrego kina akcji sci-fi. Peter Parker podniósł tak wysoko poprzeczkę, że nie jestem pewny, czy cała Liga Sprawiedliwości od DC Comics da radę się do niej zbliżyć na tyle, by spróbować ją przeskoczyć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz