sobota, 23 sierpnia 2014

Lucy (2014)


Tytuł: Lucy
Gatunek: Akcja/Sci-Fi
Reżyseria: Luc Besson
Premiera: 14 sierpnia 2014 (Polska), 25 lipca 2014 (świat)
Ocena: 3-/6

Ludzki umysł - jedna z największych zagadek, jakie starają się rozwiązać naukowcy na całym świecie. Wiedząc, że człowiek wykorzystuje tylko 10% swojego umysłu, badacze zadają sobie pytanie: "co by było, gdyby...". Teorie w postaci wątłych hipotez, których nie można fizycznie udowodnić, znalazły miejsce u podnóży niejednego filmu sci-fi. Klasyk gatunku, "Zakazana planeta" Wilcoxa, szukał odpowiedzi na nurtujące naukowców pytania prawie 60 lat temu. Połączenie nieograniczonych możliwości umysłu z tajemniczym narkotykiem zaserwował 3 lata temu Neil Burger w swoim "Limitless". Po ten sam szkielet sięgnął Luc Besson, którego po takich tytułach, jak "Nikita", "Piąty element" czy "Leon zawodowiec", nie trzeba bliżej przedstawiać. Czy "Lucy" bliżej do filozoficznej opowieści z morałem, czy może efekciarskiej papki dla niewymagających?



Lucy na jednej z tajwańskich imprez poznaje Richarda, który kilka dni później namawia ją, by za niego dostarczyła ważną walizkę do pewnego lokalnego biznesmena. Niewinne zadanie okazuje się być życiową pomyłką, a dziewczyna trafia w ręce gangu, który chce przemycić do Europy nowy, tajemniczy narkotyk. Paczka z substancją zostaje wszyta w jej jamę brzuszną. Przez wypadek do organizmu Lucy dostaje się duża dawka nowego narkotyku. Umysł dziewczyny zaczyna pracować na wyższych obrotach. Ścigana przez bezwzględnych gangsterów i policję, stara się odnaleźć specjalistę w tematyce ludzkiego umysłu, profesora Normana. Wiedza, którą chce się podzielić i przekazać za wszelką cenę, może kosztować Lucy życie.


Luc Besson miał wszystko - świetną obsadę, spory budżet, wykwalifikowany zespół od efektów specjalnych, pomysł na nietuzinkową fabułę, a także spory bagaż własnych doświadczeń z dodatkiem niemałego talentu. Miał wszystko, by jego "Lucy" stała się filozoficzno-naukowym arcydziełem w świecie sci-fi, wciągającą opowieścią i przestrogą przed nieograniczonymi możliwościami ludzkimi. Skrupulatnie budowane napięcie mogło być ubrane w wizualne perły, urozmaicające spektakl i cieszące niejedno oko. I takie wrażenie Besson utrzymuje przez pierwszą połowę filmu. Zestawia naukowe hipotezy Freemana z nadnaturalnymi zdolnościami Johansson, doprawia wszystko wartką akcją i szaleńczym wyścigiem z czasem. I gdy nadchodzi moment kulminacyjny, a widz znajduje się niemalże w kinowej ekstazie, Besson puszcza wodze fantazji, zmieniając arcydzieło w ociekającą kiczem bajkę, którą następnie stara się utopić w morzu komputerowej grafiki. Korzystając ze sztampowych chwytów, wspina się na wyżyny absurdu, gubiąc po drodze sens i przekaz. Zakończenie niszczy całokształt jeszcze bardziej, niż finał Burgera zburzył konstrukcję "Limitless". Wszystko jest naciągnięte do granic możliwości, zaś logika wydaje się być słowem niewystępującym w słowniku Bessona. Takiej rozdmuchanej papki można by się spodziewać po początkującym reżyserze sci-fi, ale nie kimś tak doświadczonym, jak twórca "Leona zawodowca".


Podczas, gdy z każdą minutą film zjeżdża po równi pochyłej irracjonalności, ratować starają się aktorzy. Scarlett Johansson zmiana z nadekspresyjnej dziewczyny w zimną maszynę bez emocji przychodzi wyjątkowo łatwo, co tylko potwierdza jej bogaty warsztat zdolności. Niestety, samotnie nie jest w stanie wybrnąć z ogromu scenariuszowych błędów. Pomocy nie może oczekiwać od Morgana Freemana, który znowu wciela się w postać wszystkowiedzącą (tym razem profesora, który jest światowym specjalistą od ludzkiego mózgu), ani egipskiego aktora Amra Wakeda, nie do końca odnajdującego się w roli francuskiego policjanta. Podobnie gubi się Min-sik Choi, który w roli przywódcy tajwańskiej mafii narkotykowej jest tak nieprzekonujący (wręcz karykaturalny), że bardziej nadawałby się do słynnych komedii akcji z Chackie Chanem.
Podsumowując, mam nadzieję, że "Lucy" to tylko chwilowe potknięcie Bessona, bo światowe kino wiele by straciło, gdyby ktoś taki na stałe utracił swój talent i pomysłowość. Sam film można obejrzeć, ale nic więcej, bo początkowy zachwyt szybko zostaje zniwelowany przez niepohamowaną fantazję reżysera.

2 komentarze:

  1. Lucy to przede wszystkim papka różnych filmów połączonych w jeden - praktycznie przez cały film nie można się oprzeć wrażeniu, że gdzieś się ten motyw już widziało i po dłuższym zastanowieniu i przeszukaniu neta okazuje się, że wiele pomysłów zostało faktycznie "pożyczonych" z innych filmów. Tego typu mix był skazany na porażkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby się nie okazało, że za parę lat "Lucy" zostanie okrzyknięta "początkiem końca Luca Bessona" ;)

      Usuń