czwartek, 22 stycznia 2015
Boyhood (2014)
Tytuł: Boyhood
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Richard Linklater
Premiera: 29 sierpnia 2014 (Polska), 19 stycznia 2014 (świat)
Ocena: 2+/6
Zdobywca Złotego Globu w kategorii Najlepszy dramat i nominowany aż w sześciu kategoriach do Oscara (w tym za Najlepszy film i reżyserię) "Boyhood" to niezaprzeczalny faworyt tegorocznej Gali. Realizowany dwanaście (tak, dwanaście!) lat film to przedsięwzięcie, którego chyba nikt przed Linklaterem się jeszcze nie podjął. Czy trud się rzeczywiście opłacił?
Masona poznajemy, gdy jest małym chłopcem, wraz z siostrą Samanthą wychowywanym przez samotną matkę. Towarzyszymy mu przez kolejne kilkanaście lat, obserwując jego dojrzewanie, zmiany zainteresowań, mody i trendów. Z czasem, gdy matka wchodzi w kolejne nieudane małżeństwa, Masonowi i Samancie zacieśnia się więź z biologicznym ojcem.
39 dni zdjęciowych rozciągniętych na przestrzeni dwunastu lat - a wszystko po to, by w niekonwencjonalny sposób ukazać dzieciństwo i okres dojrzewania z udziałem tych samych aktorów. W takim przypadku nie pozostaje nic innego, jak chylić czoła reżyserowi i odtwórcom głównych ról za konsekwencję i cierpliwość. "Boyhood" to niesamowita kronika, która dla osób urodzonych w późnych latach 80. lub wczesnych 90. będzie niczym wehikuł czasu, pozwalającym cofnąć się o te kilkanaście lat i powspominać młodzieńcze czasy. Dzięki temu, że Linklater tworzył swój projekt przez dwanaście lat, zmieniające się trendy są lepiej udokumentowane, niż w przypadku obrazów, które dawne lata wyłącznie by odtwarzały. I tak, od prostych graffiti na ścianach, poprzez pierwsze konsole do gier, manię "Harry'ego Pottera", obowiązkową Motorolę z klapką, po subkulturę emo, pierwsze piwo i nastoletnie romanse, reżyser serwuje widzom uniwersalną podróż ku dorosłości, z którą wielu zapewne będzie mogło się utożsamić.
Z drugiej strony, wieloletni projekt nie opiera się na standardowej fabule. To raczej zlepek wydarzeń i momentów z życia Masona, a czasem kilkuletnich różnic między scenami widz sam musi się domyślić (przede wszystkim po starzejących się aktorach i zmieniającej modzie). Choć pomysł jest nietuzinkowy, to Linklater naszpikował go banalnymi morałami o poszukiwaniu własnego "ja" i sensu życia. Każdym epizodem reżyser chciał nauczyć czegoś nowego, lecz tak naprawdę jego przemyślenia nie prowadzą do jakichkolwiek wzniosłych wniosków. Pod dialogami, jakże genialnymi w swojej prostocie, Linklaterowi udało się ukryć większą część powielanej zwyczajności. Rozciągnięty na prawie trzy godziny obraz, mimo niestandardowej realizacji, jest po prostu, krótko mówiąc i bez ogródek, nudny. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że gdyby "Boyhood" nie był kręcony dwanaście lat, a występujący w nim aktorzy nie starzeli się wraz z bohaterami, to film przeszedłby bez większego echa. Nie ma tu szokujących dramatyzmem scen, brutalnie wyeksploatowanych rodzinnych tragedii, zaskakujących zwrotów akcji czy niespotykanych przemyśleń, zaburzających światopogląd. "Boyhood" to najzwyczajniejsza w świecie relacja z życia Masona, nad wyraz ugrzeczniona i politycznie poprawna. Bardziej wciągający materiał na przełomie tych lat mógłby nakręcić każdy, którego okres dorastania przypadał na lata 2000-2012. Podobnie, jak nie rozumiałem (i wciąż nie rozumiem) zachwytów nad "Bestiami z południowych krain" Zeitlina, tak chyba nigdy nie zrozumiem, czym - poza długością realizacji - wyróżnia się "Boyhood".
Jednakże z jednym - co do nominacji - mogę się zgodzić. Patricia Arquette i Ethan Hawke zasługują na prawdziwe pochwały - i to nie tylko z powodu wytrwałości przy realizacji tak długiego projektu. Wcielając się w rodziców Masona i Samanthy, wypadli tak naturalnie i wiarygodnie, jakby film Linklatera opowiadał rzeczywiście ich historię, a nie odtwarzanych przez nich postaci. Oboje stanowią pewnego rodzaju przeciwieństwa, które nie tyle się przyciągają, co perfekcyjnie uzupełniają. Przy tej dwójce Ellar Coltrane wypada niezwykle blado i "młodsze pokolenie" stara się ratować - z różnym skutkiem - Lorelei Linklater (notabene, córka reżysera). Mimo dobrych ról Arquette i Hawke, osobiście i tak podczas Gali w kategorii aktorów drugoplanowych trzymać kciuki będę za Keirę Knightley ("Gra tajemnic") oraz J.K. Simmonsa ("Whiplash").
Podsumowując, nie wszystko złoto, co się świeci, i nie każdy film dobry, który zgarnia dużo nagród i nominacji. Przebrnięcie przez "Boyhood" wymagało ode mnie nieziemskiej siły woli, lecz i tak nie obyło się bez licznych przerw na wymianę zapałek w oczach. Z dotychczas obejrzanych obrazów, nominowanych do głównej nagrody Akademii, projekt Linklatera wypada najsłabiej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz