sobota, 14 marca 2015

W jego oczach (2014)


Tytuł: W jego oczach (Hoje eu quero voltar sozinho)

Gatunek: Romans
Reżyseria: Daniel Ribeiro
Premiera: 29 sierpnia 2014 (Polska), 10 lutego 2014 (świat)
Ocena: 5/6

Cztery lata po zaprezentowaniu krótkometrażowego "Eu Não Quero Voltar Sozinho", Daniel Ribeiro wciągnął swoich bohaterów w przygodę pełnometrażową. Podobne poszukiwania samego siebie w okresie dojrzewania poruszali już Defurne ("Morze Północne, Teksas") i Kamp (niedługo mający polską premierę "Jongens"). Czy brazylijski reżyser zaserwował nam coś nowego?


Leonardo to niewidomy od urodzenia nastolatek, którego jedyną przyjaciółką jest koleżanka z klasy, Giovana. Niestety, jego niepełnosprawność niejednokrotnie staje się źródłem kpin i szykan ze strony rówieśników. W dodatku nadopiekuńczy rodzice nie pozwalają mu na pełną swobodę, nieustannie go kontrolując. Leonardo w tajemnicy przed nimi chce zapisać się na uczniowską wymianę i wyjechać do Stanów. Plany krzyżuje pojawienie się w szkole nowego chłopaka, Gabriela, z którym Leonardo i Giovanna szybko się zaprzyjaźniają.


Mając z jednej pełny emocji i humoru obraz Defurne'a, z drugiej - lekką, niewymagającą propozycję od Kamp, Ribeiro uplasował się gdzieś pomiędzy i wyszedł na tym naprawdę dobrze. Dał widzom luźne kino, gdzie poważne tematy poruszane są wręcz banalnie, co, wbrew pozorom, jest dużym plusem całej produkcji. Dzięki temu widz, zamiast uginać się pod ciężarem metafor i niedomówień, głowiąc się, co autor chciał przekazać, dostaje niewymagający obraz, w którym zawarte jest niemalże wszystko: trudy okresu dojrzewania, wzloty i upadki, pierwsze romanse, mniejsze i większe przyjaźnie. Przede wszystkim jednak z ekranu bije niepoprawny optymizm, głównie dzięki postaci Leonarda, od którego wielu mogłoby się uczyć choćby dystansu do siebie i siły woli. Podobnie jak w "Jongens", brazylijski reżyser nie stawia na fizyczny aspekt uczuć bohaterów, lecz na ich wnętrze, emocjonalne rozterki i - będące motywem przewodnim - poszukiwanie samego siebie. Jednocześnie, Ribeiro odcina się od ram gatunku i nie polewa swej opowieści niezdrową ilością lukru. Całość jest lekkostrawna, przystępna i utrzymana w granicach dobrego smaku.


Niestety, Brazylijczyk nie uniknął kilku delikatnych wpadek, które nadszarpnęły ogólną oceną filmu. Po pierwsze, przedstawiony świat wydawać się może - i całkiem słusznie - nazbyt wyidealizowany. Wszelkie złe momenty mijają, jak ręką odjął, kłótnie wyjaśniają się same, a problemy odchodzą do lamusa po chwilowym ich nagłośnieniu. Po drugie, konstrukcja fabuły została tak precyzyjnie zaplanowana, że wszelkie zwroty i konkretne sceny można przewidzieć z zegarkiem w ręku. Po trzecie, niektóre wątki (jak te z nielogicznym ciągłym obrażaniem się Giovany o nic) wydają się być dodane na siłę, tak jakby reżyserowi, odpowiedzialnemu jednocześnie za scenariusz, brakowało konkretnych pomysłów, jak płynnie z jednego tematu przejść do drugiego. Przypomina to trochę wymuszone przepychanie historii do przodu. Na szczęście dla twórcy, te potknięcia nie zaważają aż tak bardzo na całości i w wielu przypadkach mogą być praktycznie niezauważone.


Prześwietlając obsadę, najwięcej pracy miał do wykonania Ghilherme Lobo. 18-letni wówczas odtwórca Leonarda spisuje się rewelacyjnie, prezentując postawę godną pochwały - zamiast użalać się nad własną niepełnosprawnością, potrafi z niej żartować i posiada do niej ogromny dystans. Zamiast współczucia i pomocy, chce od otoczenia, by traktowali go na równi, tak jakby nie był niewidomy. Fabio Audi i Tess Amorim (czyli filmowi Gabriel i Giovana) starają się utrzymać mu kroku, lecz - mimo usilnych starań - schodzą na drugi plan. Jest dobrze, ale to Lobo gra tutaj pierwsze skrzypce.
Podsumowując, Ribeiro wyłamał się ze schematów romansu, jak i coraz bardziej wtórnych filmów LGBT. Wątek homoseksualny, podobnie jak w "Morze Północne, Teksas" i "Jongens", stanowi tutaj wyłącznie tło wydarzeń, bo to ludzie i ich emocje, a nie ich orientacja, są dla Brazylijczyka najważniejsze. Ciekawy, lekki obraz, który warto obejrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz